sobota, 5 sierpnia 2017

Wywód zbiorczy, czyli jak nie chce ci się pisać kilku recenzji z działu ,,Pijawki".

   Pierwotnie ta notka miała w ogóle nie powstawać. Chociaż nie, inaczej, miała sie pojawić, ale nie tak jak teraz. W takim naprawdę pierwotnym planie to miała być recenzja Draculi Stokera. Ale potem różne rzeczy się działy, i o tym zapomniałam. Ostatecznie po różnych transformacjach przybrało to obecny kształt.

Jak to się stało, że w ogóle zainteresowałam się wampirami?

   Przez większość czasu krwiopijcy żyli sobie własnym życiem a ja swoim. Aż do czasu, kiedy w czwartej klasie moją koleżankę zafascynował, o pożal się Beerusie, Zmierzch Stephanie Meyer... 
Tak nim mi dupę truła, że zdecydowałam się obejrzeć dwa filmy i spróbować przeczytać pierwszą część książki... po mojej reakcji wyżej chyba widać, co o tym (po)tworze myślę. Potem odłożyłam ta tematykę na długi czas do szuflady z karteczką ,,nie zaglądać''. Otworzyłam ją dopiero w kwietniu tego roku za sprawą RP Liqudare (a.k.a messengerowe simsy) gdzie moją pierwszą postacią została wampirka. Potem coś mnie podkusiło by zaprosić tam Maćka ( nie wiem, który to demon, ale niech robi tak częściej - wątek z Vladkiem jest świetny, a rozpierdziel na RP jeszcze lepszy). Kiedy zaczął on pracować nad postacią podesłał mi Hellsinga. Pomimo dość mocnego niesmaku jaki mi po Meyer pozostał postanowiłam sięgnąć po tego animca, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Niedługo po tym postanowiłam sięgnąć po wspomnianego już Stokera... a co dalej wyszło poczytacie sami.

Pozycja pierwsza: Dracula Brama Stokera i Dracula: Nieumarły Drace Stokera i Iana Hosta. 

   Obie te pozycje omawiam razem ze względu na wspólnego wampa i nazwisko twórców. Zarys początków Draculi przedstawia się tak: młody prawnik, Jonathan Harker  zostaje wysłany do Transylwanii w celu załatwieniu formalności odnośnie zakupu pewnego londyńskiego domu przez hrabiego Draculę. Dalej oszczędzę już spoilerów. Książka była ciekawa, jednak pisana jako listy, notatki, wycinki z dzienników itp., a taka forma mnie dość męczyła. W dodatku często gubiłam się w tym, czyi to konkretnie wycinek. Brakowało mi też odrobiny punktu widzenia hrabiego. Zaś co do Nieumarłego... powiem tak, moim zdaniem było gorzej. Sam pomysł na spin-off nie był zły, ale było tam tyle dziwactw, nieścisłości i Everyone is a vampire, hell ya!. Przy okazji muszę zarazem powalić jak i zganić tą konkretną książkę za postać Elżbiety Batory. Sama postać była fenomenalnie napisaną antagonistką, ale ktoś tu za bardzo dał ponieść się mrocznej legendzie, zupełnie olewając prawdę historyczną. Jednak obie książki poczytuje sobie na plusa. W swojej prywatnej skali dam im jakieś 7/10 i 6,5/10. 

Pozycja druga: Wywiad z Wampirem Anne Rice. 

  Po tą pozycję sięgnęłam zaraz po pierwszych dwóch. Tutaj zarys sobie daruję, bo za wiele bym zdradziła. Świat wykreowany w powieści był świetny, łatwo było się w nim zatopić, a bohaterów wprost kocham. Lestat to chyba jeden z najlepiej wykreowanych wampirów - antagonistów. Na temat Claudii też bym mogła same ochy i achy dawać, Louisa też polubiłam, ale nie powiem, cały czas bawiło mnie to, że ma tak na imię. Fakty historyczne zostały potraktowane dobrze, jednak były mało wyeksponowane, więc dalej nie będę tego poruszać. Ujęło mnie w tej książce pokazanie relacji i emocjonalności bohatera. Zaś Louis był ciekawym odstępstwem od Draculi i hrabiny. W mojej skali dałabym jakieś 8/10. Niedawno wypożyczyłam sobie też inne książki tej pani, i jak przeczytam postaram się notkę zaktualizować. 

Pozycja trzecia: Zmierzch Stephanie Meyer. 

    O tej książce mogłabym pisać długo i namiętnie, wylewać fale emocji powstałych podczas hate readingu, oraz obśmiewać różne głupotki. Ale to zostało już zrobione lepiej, i mam nadzieje, że niedługo zostanie zrobione ponownie przez pana Opydo. Powiem tak: całej Zmierzchomani nie kupuję po prostu. Z dobroci serca dam 3,5/10. Podobno jednak Chemik tej autorki jest dobry, więc może zahaczę. I wbijcie to sobie wszyscy do głowy : TRUE VAMPIRES DON'T SHINE! A potem przestrzegajcie jak jedenastego przykazania. Bo na tej książce powstał Grey, a więcej ich nam nie trzeba. Jednak muszę podziękować koleżance która mnie do tego zmusiła bo chociaż miałam z czego się pośmiać w kategorii ,,o borze zielony, jakie to głupie".

Pozycja czwarta: Saga o hrabim Saint - Germain Chelseay Quinn Yarbro 

   Nie będziesz mówiła o książkach z wampirami, nie wspominając, jak seria o hrabim jest genialna, odkąd popełniłam ten słuszny wybór i sięgnęłam po Hotel Transylvanię . Co prawda nie ocenia się książki po okładce, a to ona mnie przykuła, jednak ten jeden raz przysłowia zawiodły. Na początku pierwszej części poznajemy tajemniczego Hrabiego, wzorowanego na postaci historycznej, oraz pięknie odmalowany Paryż XVIII wieku z czasów, gdy jeszcze szlachta miała się dobrze. Po drodze zahaczamy o uroczą młodą damę, alchemików, skandal sprzed lat i satanistyczny krąg. Realia historyczne mają się pięknie, Francisa nie sposób nie lubić, a gromada drugiego i trzeciego planu prezentuje się świetnie. Co jakiś czas w dodatku dostajemy ciekawe i ważne fabularnie listy, których ilość nie męczy. Shame on you, Rebis, za wydanie tylko pięciu z piętnastu i niepewności co do wydania szóstki. Shame! Jak dla mnie to powinno być pokazywane z podpisem : Tak się pisze powieść z wampirami i romansem w tle. Wszystkie cztery części co mi w ręce wpadły pochłonęłam w góra dwa dni, co plasuje tą serię obok Harry'ego Pottera, Baśnioboru, Zwiadowców,  LOTRa Narnii i książek Riordana w mojej prywatnej czołówce najlepszych serii. Moja skala to 9,5 na 10. Byłaby czysta, gdyby w Polsce wydali wszystkie. 

Pozycja piąta: Klan Nieśmiertelnych Joanny Rybak

   Na koniec taka odskocznia, bo coś polskiej autorki. Cała historia to dość młodzieżowa opowieść. Zaczyna się od tego jak nasza główna dziwewoja traci rodziców, dom i chłopaka w jednym dniu, i trafia do zamku z wampem, syreną, elfem, aniołem i demonem oraz ludzką pokojówką. Po drodze okazuje się, że jej prababka była wampirem i nota bene dziewczyną Chrisa( drugiego wampa) i zmarła dopiero czterdzieści lat temu. Dalej w fabułę się nie zagłębiam. bo to dość krótka książka. Powiem tyle: śmieszne dialogi, sympatyczni bohaterowie, jakiś zamysł, ale dupy nie urywa. Ale jak na romans paranormalny ( a ja toleruję tylko trzy. Serię o Hrabim, Córkę dymu i kości oraz to) był dobry. Sophie była okej, i nie wkurzała, co rzadko sie zdarza. Przymykając oko na głupotki jest naprawdę okej. Daje temu takie 7/10. 

  Na tym przegląd zakończę. miało być krótko, wyszło jak zawsze. A więc dobrej nocy/wieczoru/popołudnia/poranka czy kiedy to czytasz. 

sobota, 20 maja 2017

Sen Kisame i mój ciąg dalszy.

Sezon 5

Jest timeskip kilku dni. Ponieważ zaręczyny z Blondwłosą zostały zerwane, przygotowywałem się do ślubu z driadą, która mi wybaczyła. Do wesela zostało kilka dni, więc poszedłem wraz z zielonowłosą do takiego miasteczka, gdzie akurat był targ. Cały czas towarzyszył nam lisek. W miasteczku były ogólnie trzy wyróżniające się typy mieszkańców. Pierwszy to byli ci, z zielonymi włosami i delikatnymi rysami twarzy oraz bladą cerą, kolejni to ci, o cerze w różnych odcieniach niebieskiego (od naprawdę jasnego pastelowego błękitu po prawie czarny granat) i zwykle jasnych włosach. Trzeci typ to byli ludzie o rudych włosach, czerwonych oczach i różowej cerze. Prawie zawsze mieli loki. Przechodząc przez miasteczko osoby z rasy blondynki traktują mnie z chłodem, rezerwą i wrogością. Rudzi zaś jakbym zabił potwora, który terroryzował miasto. Wraz z driadą wchodzimy do krawcowej, by kupić suknię ślubną i garnitur. Jest ona jedną z zielonowłosych. Kiedy moja narzeczona i współpracowniczki krawcowej dobierają materiał i krój sukni, krawcowa prosi mnie na zaplecze. Wtedy uświadamia mnie, czemu pobratymcy blondynki tak się do mnie odnoszą. Zerwanie zaręczyn to dla ich rasy wielki dyshonor, a błękitno skóra była tam bardzo lubiana. Okazuje się,że po zerwaniu zaręczyn dziewczyna z tej rasy ma dwie drogi wyboru :albo samobójstwo albo musi się udać do świątyni, gdzie obetną jej włosy( dla tej rasy kobieta MUSI mieć długie włosy, jest to oznaka wolności, godności i pozycji społecznej) i będzie musiała służyć kapłanowi Wielkiej Bogini, jako pospolita służąca(czyli spadnie na sam dół drabiny społecznej).  Blondwłosa wybrała to drugie (a w zasadzie jej rodzina jej kazała). Czerwonoocy uznają mnie za bohatera, ponieważ toczą oni z błękitno skórnymi wojny od wielu lat. Jedyna droga, by jej pomóc, to albo złożyć ludzką ofiarę, i zanieść jej głowę do świątyni, albo pokonanie kapłana, ponoć żyjącego od trzystu lat, i będącego potężnym magiem. Wtedy słychać dziwny hałas z pracowni, i wychodzimy do głównej izby wraz z krawcową. Trafiamy w sam środek walki czerwonookich i niebieskoskórych. Powód jest nieznany. Wtedy niebieskoskórzy rozpoznają mnie i moją narzeczoną. Jeden z nich porywa driadę, a ja obrywam czymś twardym w głowę, i światło gaśnie.

Sezon 6

Budzę się na podłodze u krawcowej. Podchodzi do mnie jedna z jej pracownic. Wyjawia mi ona,że jest młodszą siostrą driady. Wstaję z podłogi. Na drzwiach wejściowych jest kartka przebita sztyletem.  Podchodzę od niej, i zaczynam czytać. Pisze tam: Masz 48 godzin, by stawić się przy jeziorze, i popełnić samobójstwo, w formie ofiary za oczyszczenie honoru tej, którą zhańbiłeś. Jeśli tego nie zrobisz, twoja narzeczona zginie. Rin. Jestem w szoku. Podchodzi do mnie lis. Ma zranioną łapę. Mimo, że ze złości najchętniej bym kogoś zabił, opatruję liskowi łapę. W międzyczasie kartkę czyta siostra porwanej, i mówi mi, że Rin to brat Reyny(blondwłosej).  Wraz  z Aliss(siostrą porwanej) planujemy ją uratować. Aliss zabiera mnie do swojego domu, a ze mną jak zawsze idzie lisek. Aliss i ja przygotowujemy się do wyprawy ratunkowej. W międzyczasie okazuje się, że młoda nie tylko nieźle ciacha materiał, ale umie też kogoś usiec mieczem. Tłumaczy mi, że w tej kulturze jest także możliwość pojedynku o życie ofiary(tzn. osoba ofiarowana może wystawić wojownika, który zmierzy się w pojedynku z żądającym ofiary. Jeśli ten wojownik wygra, uznawane jest to za znak od Bogini, a jak przegra, to odcinają mu dłoń). Dziewczyna podejmuje decyzję,że będzie walczyć. Jest wieczór. Wychodzimy razem do lasu, ale liska nie mogę nigdzie znaleźć.  Docieramy nad jezioro, gdzie widzimy namiot, a przed nim rozpalone ognisko. Z namiotu wyszedł mężczyzna, bardzo podobny do Reyny. Ponieważ Aliss mnie poinstruowała, co mam mówić, wypowiedziałaem formułkę, ale przed rozpoczęciem pojedynku zażądałem, by wypuścili Meriel(Tak nazywa się moja narzeczona) . Rin zgodził się na to, choć niechętnie. Wtedy zawołał do jednego ze swoich ludzi w namiocie, a ten wyprowadził dziewczynę, a potem ją rozwiązał.  Meriel podbiegła, i się do mnie przytuliła. Odwzajemniłem to. Potem podeszła do siostry, i też ją uścisnęła.  Wtedy rozpoczął się pojedynek. Przez cały czas trzymałem w objęciach Meriel. Aliss udało się wygrać. Wtedy Rin powiedział coś, co śmiertelnie przeraziło dziewczyny. Wtedy pojawił się lisek. Miał w pysku coś co wyglądało na kawałek pergaminu. Wziąłem go do ręki. Okazała się to być mapa do tej świątyni. Jak najszybciej opuściliśmy polanę. Postanowiliśmy uratować Reynę. Po drodze spytałem dziewczyny czemu tak się przeraziły tego, co powiedział. Wtedy wyjaśniły mi, że była to klątwa. Przez kilka dni szliśmy zgodnie z mapą, a lisek dotrzymywał nam towarzystwa. Po drodze nie było żadnych niespodzianek. Do czasu...

Sezon 7

Pewnego dnia marszu zauważyliśmy dwie nieprzytomne osoby na drodze. Podchodzimy do nich. Jeden z nich to rudowłosy, a drugi należy do tej samej rasy co Aliss i Meriel. Ocuciliśmy ich.  Kiedy się obudzili, wyjaśnili nam, że Orion(tak się nazywał rudowłosy) kocha Reynę, a ta odwzajemniła jego uczucie. Z pocałunkiem czekali, aż do momentu, kiedy będą mogli się pobrać bez żadnych przeciwskazań. Jednak jej brat nie zgodził się na ślub, więc do zaręczyn nie doszło. Orion nie był na mnie zły, bo nie znam tutejszych obyczajów. Towarzyszył mu Kastor, jego najlepszy przyjaciel. Chcieli uwolnić Reynę, ale zaatakował ich oddział pobratymców Oriona, którzy nie chcieli dopuścić do ich ślubu. Wyjaśniłem im swoje motywy, i zaproponowałem, by szli z nami. Orion się na to zgodził, ale Kastor był w takim stanie, że nie mógł nigdzie iść. Aliss zaproponowała, że zostanie z nim, aż nie wrócimy, lub dopóki nie wyzdrowieje. Wszyscy, co prawda z oporem, przystaliśmy na to.  Przed wyruszeniem w dalszą drogę Kastor dał mi swój miecz, Polluksa, który miał taką właściwość, że wygram każdą walkę. Podziękowałem mu, i poszliśmy dalej. Po paru dniach dotarliśmy do celu.

Sezon 8

Świątynia była bardziej obwarowaną twierdzą z czarnego kamienia. Kiedy podeszliśmy pod bramę przywitał nas tajemniczy mężczyzna w białym płaszczu z kapturem. Ten kaptur zasłaniał mu całą twarz. Zaprosił nas na dziedziniec. Był on niemal pusty, poza Kamiennym ołtarzem na jednym końcu, i drewnionum tronem pod baldachimem na drugim. Obok tronu stało kilka dziewczyn z krótkimi włosami. W jednej z nich rozpoznaliśmy Reynę. Miała opuchniętą od płaczu twarz, i opuszczoną głowę. Kiedy usłyszała głos mój i Oriona, podniosła głowę. Orion i ja tłumaczyliśmy mu, dlaczego tu przybyliśmy. Przez cały ten czas Reyna ruszała ustami, jakby chciała powiedzieć ,,uciekajcie". Wtedy ten dziwny człowiek zaśmiał się jak psychopata, i kazał nam albo odejść, albo przygotować się na śmierć w walce z nim. Wtedy sobie przypomniałem, co mówiła mi krawcowa. Jedynym ratunkiem dla tych dziewczyn było pokonanie i zabicie kapłana. Jednak posiadał on potężne moce magiczne. Orion postanowił iść pierwszy. Przekazałem mu Polluksa. Rozgorzała walka. W pewnym momencie podszedł do mnie lis. Miał w pysku fiolkę z jakimś jadowicie żółtym płynem. Kapłan spojrzał na nas z nienawiścią. Wtedy naraz wydarzyły sie dwie rzeczy:  Orion ugodził kapłana w brzuch, a mnie trafiła strzała, którą ten szykował dla Oriona. Meriel krzyknęła ze strachu. Próbowałem wyjąć grot z mojego ramienia. Bezskutecznie, a w dodatku z rany zaczął sączyć się trupi jad. Wtedy zrozumiałem, jaka była treść przekleństwa Rina, i po co dostałem od lisa tą fiolkę. Podbiegłem do Meriel, i chwyciłem ją za rękę. Musieliśmy dostać się na mury. Jedyną drogą były schody po drugiej stronie dziedzińca. Zaczęliśmy biec unikając walki. Dotarliśmy do schodów. Czułem się coraz gorzej. znaleźliśmy gdzieś łuk, i strzały. Meriel pomogła mi zatruć strzałę. Razem naciągneliśmy cięciwę. Nie było to może najbardziej honorowe wyjście, ale jak trzeba, to trzeba.  Strzała poleciała, i w tym właśnie momencie zobaczyłem gwiazdy przed oczami. Obudziłem się kilka godzin potem. Nad sobą zobaczyłem Meriel, Oriona, liska i Reynę. Z powrotem miała swoje długie włosy i pierścień nad głową. Meriel prawie mnie udusiła, przytulając się. Kiedy już się opanowała, Orion wyjaśnił mi, co zaszło. Kiedy posłaliśmy strzałę, ona trafiła kapłana w tył głowy. W tym samym czasie on przebił go mieczem. Kiedy zginął, wszystkim dziewczynom odrosły włosy, i większość uciekła. Tylko nieliczne zostały, by podziękować za ratunek. Jedna z nich była znachorką, i wyleczyła mnie. Wstałem z ziemi, i zaczeliśmy się szykować do powrotu do wioski. Szliśmy tą samą drogą, co ostatnio. W międzyczasie opowiadaliśmy Reynie, co zaszło. Zdziwiła ją postawa jej brata. Niedługo potem dotarliśmy do obozowiska Aliss i Kastora. Zostaliśmy tam kilka dni, by mógł się całkowicie wyleczyć. Oddaliśmy mu też Polluksa, i podziękowaliśmy. Przez jakiś czas podróżowaliśmy po tej krainie, żeby po około miesiącu od zawalenia świątyni wrócić do wioski. Przyszłość malowała się w obiecujących barwach...

sobota, 6 maja 2017

Mój sen i wasze zadanie

Piękno marzeń sennych

Dzisiaj chciałbym podzielić się z wami moim snem. On nie jest jakiś nowy, przyśnił mi się jakieś 5-6 lat temu. Postanowiłem w końcu go przelać w coś bardziej rzeczywistego.
Sama fantazja została wyśniona w 4 "sezonach".

SEZON 1

Wszystko rozpoczyna się jak trafiłem do lasu. Ale nie takiego zwyczajnego. Ten był wyjątkowy, wydawało się jakby rośliny posiadały samoświadomość, a zwierzęta były wyjątkowo przyjazne.
Ogromne, stare drzewa, kamienie porośnięte mchem robiły na mnie ogromne wrażenie, ale im głębiej w las tym bardziej wydawał się martwy. Wszędzie pełno było martwych roślin. Jak się później okazało posiadałem  zdolność która przywracała życie do flory. Od czasu do czasu pojawiał się gdzieś wesoły lisek który się ze mną bawił, oraz różnego rodzaju stwory które musiałem przeganiać.
Sezon się kończy jak wychodzę z lasu a za drzewa wychyla się dziewczyna której dotyk powoduję, że roślina obumiera. A ja wróciłem do domu.
Sama dziewczyna była połączeniem nieśmiałej Hinaty oraz Zerefa któremu jest przykro, że wszystko obumiera wokół niego. Z wyglądu przypominała driadę o zielonych włosach.

SEZON 2

Ten zaczyna się podobnie do pierwszego z tą różnicą, że już na początku poznaję tą dziewczynę jako osobę która spowodowało obumieranie lasu. Z tym, że ja wiedziałem, że robi to wbrew własnej woli.
Fabuła 2 sezonu polegała na tym, że cały czas szukałem tej dziewczyny(bo chciałem jej jakoś pomóc by nie czuła się samotna) przy okazji naprawiając zniszczenia wywołane prze nią. Również i tutaj pojawia się radosny lisek.
Całość się kończy konfrontacją na polanie. Nie obeszło się bez krzyków i płaczu. Z każdą chwilą się do siebie zbliżaliśmy aż w końcu byliśmy tak blisko siebie, że pocałowaliśmy się.
Ta część kończy się pożegnaniem i obietnicą zobaczenia się za rok. A ja znów powróciłem do domu.
A i jeszcze okazało się, że kiedy jestem w pobliży nasze moce się niwelują więc ona nie jest w stanie nic zniszczyć a ja ożywić

SEZON 3

Tutaj również trafiam do tego lasu. Ale tym razem cała historia zmienia się w typowy romans. Są radosne chwile oraz te cierpkie. Spędzamy radośnie wakacje opiekując się lasem i coraz bardziej zbliżając się do siebie. Ale pojawiają się również kłótnie. To mniej więcej teraz wkracza na scenę dziewczyna o blond włosach i jasnoniebieskiej skórze. Ona z kolei jest pewna siebie, przebojowa, zawsze w centrum uwagi ale też nie jest arogancka(aż tak bardzo). Czasami dochodziło do małych lub większych konfliktów między dziewczynami. I tutaj także pojawia się wiecznie uśmiechnięty(?) lisek.
Całość zaczęła teraz przypominać romans a nie shounena. 
Ta część kończy się dosyć sporą kłótnią  zielonowłosą. Idąc na łąkę pełną kwiatów spotykam dziewczynę o niebieskiej skórze i razem tam idziemy. Rozmawiamy ze sobą przez dłuższą chwilę. Zapach kwiatów powoduję, że powoli tracimy kontrolę i tumaniejemy aż w końcu się całujemy. Gdy wróciłem do domu zauważyłem, że przed drzwiami stoi znajomy lis, chce bym go przygarnął wieć to robię.  

SEZON 4


Tutaj zachodzi kilka zmian, ale najpierw po kolei.
Przybywając do lasu dostaje zaproszenie do posiadłości dziewczyny o niebieskiej skórze, driada również dostaje zaproszenie. 
Sam dom był ogromny, miała w nim odbyć się jakaś wielka uroczystość(nie wiemy jeszcze jaka). W samej posiadłości spędzamy kilka dni.  Wygląd niebieskoskórej nieznacznie się zmienił. Teraz miała pierścień/aureole nad głową. Zachowanie też uległo zmianie, była bardziej speszona, czymś zdenerwowana, bardzo zestresowana. Dopiero potem dowiadujemy się, że pocałunek w jej kulturze oznacza zaręczyny(driada dopiero teraz dowiaduje się o pocałunku). Mówię jej, że nie można nikogo zmusić do miłości czy małżeństwa, że to musi samo wyjść. Ona, zaczerwieniona ze wstydu, akceptuje to. 

I koniec, akurat w tym momencie się obudziłem.

Teraz wasza kolei 

Pewnie zastanawiacie się jakie to zadanie mam dla was, już tłumacze. Jak już zauważyliście fabuła jest nie dokończona. Dokończcie ją. Napiszcie ciąg dalszy 4 sezony oraz 5 sezon(jeżeli trzeba to 6 też można). Jestem ciekaw jak według was dalej pociągną się dalsze wydarzenia. 

Oby bogini weny was natchnęła. Powodzenia 


 

😢
  

niedziela, 30 kwietnia 2017

Moda na Willa - Recenzja Szyfru Szekspira

   Jadąc do Włoch szukałam sobie do poczytania czegoś ciekawego. Właśnie w tych okolicznościach szperając w  bibliotece publicznej natrafiłam na książkę pióra Jennifer Lee Carrell. Rzecz została sklasyfikowana jako Thriller, i jest pisana w narracji pierwszoosobowej. Moje wydanie pochodzi od wydawnictwa Świat Książki i liczy sobie 414 stron oraz 46 rozdziałów + posłowie i Interludia. Książka nie bez powodu porównywana z ,,Kodem Leonarda Da Vinci". Czym mnie zaskoczyła?
   Historia opowiada o tym, jak młoda szekspirolog z Harvardu, panna Katherine Stanley dostaje pewien prezent od swojej byłej nauczycielki i mentorki, Rosalind Howard. Kathrine na początku niepewnie podchodzi do ,,tajemnicy'', którą chce jej przekazać Roz, ale niedługo potem dochodzi do podpalenia Globe (w którym nasza heroina ma reżyserować Hamleta). W pożarze ginie pani Howard. Dalsza część książki opiera się głównie na poszukiwaniu przez naszą bohaterkę rozwiązania zagadki, która została jej przekazana, w niewątpliwe ciekawym towarzystwie. Fabuła leci na łeb na szyję, skacze po miejscach akcji i trzyma w napięciu. To była jedna z tych książek, którą musiałam odkładać na chwilę, by sobie wszystko poukładać. Bardzo ciekawe interludia, przedstawiające sceny z Elżbietańskiej i Jakobickiej Anglii oddają swój klimat i spełniają swoje role. W samej fabule nie doszukałam się nielogiczności i zgrzytów. Sama zagadka zaś była odpowiednio pokazana.
   Tyle o fabule. Teraz pora zająć się bohaterami. Do głównej postaci, czyli Kate raczej zastrzeżeń nie mam, była dość sympatyczną postacią, ale w niektórych miejscach podchodziła mi pod Mary Sue. Postać Bena, czyli silnego męskiego ramienia naszej powieści podobała mi się bardziej, była osnuta lekką mgiełką tajemnicy i nie popadała w idealizm. Żałuję, że przez pierwszoosobową relację Kate było go tak mało. Rosalind Howard, czyli była mentorka Kate, z którą popadła w konflikt, pojawia się na dobrą sprawę tylko w pierwszym rozdziale, ale jej wątek ciągnie się cały czas. Wywołała u mnie pozytywne uczucia. Kolejną znaczącą postacią jest sir Henry, stary aktor, który miał grać ojca Hamleta w przedstawieniu Kate. Bardzo bogaty i świetny aktor teatralny. Pojawia się na początku, potem znika, potem się o nim wspomina, i znowu znika, by na koniec powrócić z przytupem. Z pozostałej plejady reszta postaci byłaby za dużym spoilerem, albo jest tak niemrawo nakreślona, że nie opłaca się nawet o nich pisać. Ot, ten zły policjant, koleżanka ze studiów, ksiądz, znajmy Kate, który do niej zarywa...ta grupa jest dość spora, i gdyby rozwinąć choć jedną, dwie z tych postaci, i ukrócić nieco wywody Kate, to książka z powodzeniem mogłaby mieć siedemset stron, i byłaby bez wątpienia ciekawsza. Jednak w większości wypadków uznaję bohaterów na +, bo żaden nie irytował.
    Jako osoba, która bardzo lubi historię z ulgą zobaczyłam,  że realia były wiernie oddane, ciekawie opisane i ogółem bez zarzutu. Nigdzie się nie natknęłam na błędy typu dama z epoki Elżbietańskiej w Trampkach lub współczesny mężczyzna bez uzasadnienia w kryzie, co w takiej mieszance czasów i historii czasem się zdarza. Ogólnie interludia są  chyba jednym z najmocniejszych aspektów.
   Po ilości nawiązań do sztuk pana W.S widać, że autorka odrobiła zadanie domowe. Wszystkie wspomniane sztuki miały swoje ,,pięć minut",  a fakt, że Lee Carrell pokazała wiele ciekawostek, ukrytych w dziełach  ,,Łabędzia znad Avonu" , pokazuje, że zaliczyła tę pracę na celujący. Strasznie mi szkoda, że niektóre rebusy wyszły niemrawo, ponieważ musiały być pokazane w języku oryginału, przez co polski czytelnik ma mniejszą możliwość wczucia się, i trudniej mu je zrozumieć. Na szczęście całkiem nieźle swoją robotę robią przypisy, które są tam, gdzie być powinny.
   Na podsumowanie powiem, że książka ma co prawda swoje wady, ale prawie nie przeszkadzają w czytaniu. Jeśli lubisz historię, Szekspira, Kod Leonarda Da Vinci, lub po prostu czeka cię dużo czasu w autokarze, i szukasz ciekawego czytadła, to mogę ci tę książkę śmiało polecić.
Lil

sobota, 8 kwietnia 2017

One Shot inspirowany obrazkiem z Quizu.

 Podczas szperania w internecie natrafiłam na ten Quiz: http://samequizy.pl/wykaz-sie-wyobraznia-jaka-byla-ich-historia/. Wyszedł mi umysł, ale to mniej ważne. Ważniejsze jest to, że do wyniku był dołączony piękny obrazek. I to na jego podstawie powstał poniższy tekst.

-Jesteś okropny! – krzyknęła Mirinda. Jak on mógł jej to zrobić? Próbował ją złapać za rękę, ale ona się wyszarpnęła. Wbiegając do swojego pokoju w akademiku zatrzasnęła drzwi tak mocno, że aż pospadały książki z półki. Siadła na łóżku i zaczęła płakać. Nie wiedziała, ile to trwało. W końcu poczuła się bardzo zmęczona, ale nie miała siły się umyć i przebrać w piżamę, więc po prostu zdjęła spodnie oraz buty, i rzuciła gdzieś w kąt pokoju. Wsunęła się pod koc. Zasnęła.
Prawie natychmiast znalazła się w dziwnym miejscu, przypominającym łąkę. Wszędzie było ciemno. Nagle ktoś zaczął ją wołać.
– Miranda!? Miranda, tutaj jestem! Miri! Miri, gdzie jesteś siostrzyczko?- znała ten głos, poznałaby g na drugim końcu kosmosu. Był to głos Klio, jej siostry. Ale Klio nie żyła od dwóch lat. Popełniła samobójstwo. Miranda podeszła do miejsca, skąd dobiegał głos. Leżał tam brązowy pluszowy miś. Mira drżącym głosem zapytała:
-Klio? To ty?
-Tak to ja Miri.- odpowiedział miś.- Tak się cieszę, że cie widzę. Muszę ci coś powiedzieć
-Też się cieszę. Mów, czemu mnie tu przyprowadziłaś?- spytała Mir. Swojego czasu dużo czytała o snach, i wiedziała, że zwykle w takich przypadkach zmarły ma do powiedzenia coś ważnego.
-Chcę Ci powiedzieć, że moja śmierć to nie było samobójstwo. Płakałaś? Dlaczego?
-Dowiedziałam się, że chłopak mnie zdradza z jakąś Melanią Eliot.
-Melanią Eliot? Powiedz mi, czy nie nazywa się on czasem Aiden Raynolds?
-Tak, skąd wiesz?
-Zaraz ci powiem, gdyż ma on związek z moją śmiercią. Pokaże ci wspomnienia. Proszę, podnieś mnie siostrzyczko- powiedziała.
,, Nie, to niemożliwe.”pomyślała Miranda. Jednak wzięła misa do ręki. Raptem na wcześniej ciemnej łące pojawiły się setki żółtawych światełek, które unosiły się kilka centymetrów nad trawą. Miś ruszył łapką i dotknął jednego światełka. Nagle znalazła się w dziwnym, biało-czarnym filmie. Przed nią była kuchnia w jej domu. Na kalendarzu była data: 15. 04. 17- dzień, przed śmiercią Klio. Jej młodsza wersja siedziała przy stole i popijała kakao, kiedy zadzwonił telefon. Młodsza Miri odebrała. Wtedy obraz przeniósł się do pokoju w akademiku. Klio siedziała na łóżku cała we łzach, ale szybko je otarła.
-Hej, Klio, co tam u ciebie?
-W-wszystko dobrze. Dz-dzwonie do ciebie, bo chcę się dowiedzieć, jak ci poszedł sprawdzian z niemca.- powiedziała Klio. Głos wyraźnie się jej łamał.
-Kli, coś się stało?- zapytała młodsza ona. Wtedy rozległ się głos Klio, ale jakby z odległego głośnika. Mówił on ,,Nie mogę jej powiedzieć…Aiden prosił mnie, by utrzymać naszą miłość w tajemnicy, i mimo,że mnie zdradził, ja nadal go kocham. Nie mogę powiedzieć Miri prawdy”. Potem perspektywa się zmieniła, i patrzyła oczami siostry. Spojrzała na zegarek. Była 16:30. Gdzie ten Aiden był? Nigdy wcześniej się nie spóźniał. ,,Pewnie się zagapił, i dalej gra z kolegami w koszykówkę na hali”. Powiedział głos z tego samego odległego głośnika co wcześniej. Klio szła w stronę Hali. Otworzyła drzwi- wspomnienie się urwało. Doskonale wiedziała, co będzie dalej. Ba,dzisiaj przeszła dokładnie to samo! Sceneria znowu się zmieniła. Jej siostra była zapłakana, i wydawało jej się, że dostała Deja Vu. Wszystko było identycznie jak wtedy, gdy dzisiaj kłóciła się z Aidenem. Na pewno był to on. Jego wygląd się w ogóle nie zmienił. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, znowu stała na łące. Miś dotknął kolejnego światełka. Znalazła się w tym samym pokoju co wcześniej, tylko data na kalendarzu się zmieniła. Był 16 kwiecień – data śmierci Klio. Znowu patrzyła jej oczami. Szła nad rzeką. Obok płaczącej wierzby stał Aiden. Jak zawsze nonszalancko uśmiechnięty. Kiedy zauważył, że podchodzi, Szybko zmienił wyraz twarzy. Ręce trzymał w kieszeni bluzy. Podszedł do Klio, i ją pocałował, ale siostra go zaraz potem odepchnęła.
-Klio, przepraszam za wczoraj, ja… miałem powód.
– Jaki?
– Zadłużyłem się, i potrzebowałem pieniędzy, więc założyłem się z kumplem, że spróbuję poderwać jakąś dziewczynę.
-Czemu mi nie powiedziałeś? Pożyczyłabym ci pieniądze.
-Ale to dość spora suma…
-Ile?-spytała
-Dziesięć tysięcy.
– Poczekaj- wyjęła z torebki portfel, a z niego zwitek banknotów. – Co prawda miałam za to kupić nowy telefon,ale tobie bardziej się przyda.- powiedziała podając mu pieniądze.
-Nie gniewasz się?
– Jak to wszystko tak wygląda, to nie. Ale pamiętaj, to pożyczka.
-Dziękuję. -odpowiedział. -Pięknie tu, co nie?
-Tak. – Odwróciła się do niego plecami, kładąc torebkę na ziemi. Perspektywa się zmieniła, i stała się obserwatorem. Aiden podszedł do niej od pleców. Na początku myślała, że chce ją przytulić, ale wtedy zobaczyła szatański uśmiech na jego twarzy. Z kieszeni w bluzie wyjął rękawiczki, i założył je na ręce. Potem się spytał:
-Dochowałaś naszej małej tajemnicy?
-Tak. Naprawdę tu pięknie, chciałabym zostać tu na zawsze.
Wtedy się odwróciła, a Aiden popchnął ją do rzeki. Na próżno krzyczała, nikogo nie było. Brzeg był skalisty, a rzeka głęboka. Nie było szansy, by się uratowała. Spadła do rzeki. Prąd był bardzo mocny, a niedaleko był wodospad. W dodatku Klio nie umiała pływać. Nie było szans, by przeżyła.
-I zostaniesz. – Powiedział cicho chłopak, po czym odszedł tą drogą, którą wcześniej szła Klio. Wróciły na łąkę.
-Nie…
-Tak. Tak właśnie było. Kiedy przebywałam w czyśćcu spotkałam inne osoby, które też zginęły z jego ręki.- Powiedziała. Nagle w polu widzenia zaroiło się od pluszowych misi. Wszystkie mówiły to samo…,tylko jedno słowo: ,,Zemsta”.
-Proszę cię Miri, zrób to dla mnie, i dla tych wszystkich dziewczyn, które zginęły z jego ręki. Proszę, spraw, by odpowiedział za swoje czyny!
-Ale jak… nie mam dowodów…
Wtedy przed nią pojawiła się płyta CD. Wzięła je w drugą rękę.
-Ten film pochodzi z prywatnej kamery, którą ktoś zgubił w tamtym miejscu. W czasach, kiedy popełniono morderstwa tak naprawdę nie działała, ale skontaktowałyśmy się z aniołami, które zgodziły się nam pomóc. Za ich sprawą na płycie znajdują się chwile naszych śmierci. Jak się obudzisz, pójdź z tym na policję.
-Ale co jak nikt mi nie uwierzy?
-Uwierzy. Nie będziesz sama. Wszystkie będziemy cię wspierać.
Wtedy właśnie się obudziła. Była szósta rano następnego dnia. Na szafce nocnej leżała płyta, a na jej łóżku siedział brązowy miś. ,,Nie będziesz sama”- słyszała w swojej głowie. ,,Dzięki Ci, siostro.” pomyślała. Doskonale wiedziała, co powinna teraz zrobić.

piątek, 31 marca 2017

Przemyślenia Lil. OC i czemu mnie denerwują.

Wiem, blog nie powstał w takich celach, ale po prostu nie mam już sił. O co chodzi? Zacznijmy od początku. Jak pewnie wiecie, planuję zrobić turniej OC. Więc szukałam odpowiedniej grafiki dla mojej postaci, bo talentu rysowniczego nie mam. Wchodzę na DeviantART, i wklepuję frazę ,,Dragon Ball OC". Przeglądam, przeglądam, czytam historie... wchodzę na Google Grafikę, szukam, i nagle coś mnie tknęło. Przejrzałam wszystko drugi raz. Trzeci, czwarty, dziesiąty... i mam jedno pytanie do większości autorów: Czemu, zrobiliście z saiyanek, lub innych żeńskich postaci dziunie po pięciu operacjach plastycznych, ubrane jak gwiazdy porno?! Nie mówię tu o każdej postaci, ale na 10 artów, przypadało co najmniej 5 z roznegliżowanymi i cycatymi pannami. Podzielmy więc na punkty to, co w tych artach jest bullshitem.
1. Wygląd
Ja rozumiem, że jak walczą to i trenują, a jak trenują to i są szczupłe. Jest jednak jedno ,,ale". Czemu te panie nie są umięśnione? Porządnie umięśnione? Drodzy autorzy, jak to do któregoś dotrze,  podczas treningu nie tylko się chudnie, ale i nabiera muskulatury, która trochę ,,rozpycha" talię. W dodatku przy sportach walki stawia się na pierwszym miejscu ćwiczenia siłowe, czyli takie,  które  mają za zadanie zwiększyć siłę i wzmocnić mięśnie. Zaś panienka trenująca od małego mięśnie wyrobione będzie miała, czyli figura supermodelki i gładki brzuch bez kaloryfera odpada. Kolejny punkt to włosy, szczególnie u saiyanek. Nie mówię nawet o długości włosów, które by przeszkadzały będąc rozpuszczone, bo Radditz pokazał, że w tym anime to nie obowiązuje, ale ich kolor. Powiedzcie mi, jakie włosy mają saiyanie. Czysto krwiści saiyanie. Kanoniczni saiyanie bez domieszki ludzkich czy jakiś innych genów. Jestem pewna, że odpowiesz ,,Czarne". Czarne, nie blond, nie rude, nie fioletowe, nie brązowe, nie białe, nie jakiekolwiek inne. W mandze było wyraźnie powiedziane ,,Czarne". Oczywiście, poza transformacjami. *Ktoś podnosi rękę* ,,Ale co z Fashą i innymi saiyankami z Episode of Bardock? Co z włosami Vegety, które były raz brązowe, raz bordowe, a raz fioletowe?  Co z saiyankami pokazanymi w ujęciach z przeszłości planety Vegeta?"
Wyjaśnienie jest proste. Fasha i inne saiyanki z podanych przykładów to filler. Zmieniające się włosy Vegety to zaś efekt cieniowania lub błędu w animacji. Więc czemu co druga saiyanka w base form śmiga w innym kolorze bez uzasadnienia, tak banalnego, jak choćby albinizm, lub farba do włosów? To samo tyczy się koloru oczu. I czemu one mają zawsze cycki wielkości smoczych kul z Namek? Wojowniczce skromnie obdarzonej przez naturę łatwiej walczyć, bo piersi nie przeszkadzają. Oraz jeszcze ot taki mały detal. Wasza wojowniczka już trochę chodzi po ziemi, ma za sobą wiele stoczonych walk. Pewnie wiele razy była ranna, a rany mogły być głębokie. Więc, skoro wasza wojowniczka stoczyła X walk, i odniosła Y obrażeń, to czemu nie ma żadnych blizn? Rozumiem, blizny mogą być brzydkie, mogą odrzucać, ale spójrzcie choćby na Bardocka. Czy jego blizna wygląda źle? A jak już nawet to cie nie przekonuje, to czemu by nie dać jej długich rękawów, i powiedzieć: ,,Ma wiele blizn na ramionach, ale się ich wstydzi"? Za jednym zamachem realizm, ciekawa historia oraz uzasadnienie rękawów. A jak nie chcesz, to zawsze zostają jeszcze plecy i nogi.
2.UBIÓR
Punk trochę powiązany z tym pierwszym, ale postanowiłam je rozdzielić. Na dobry początek pytanie: Wiecie, czemu w Judo używa się judog z długimi rękawami i nogawkami, i czemu są szyte z grubego materiału? By było łatwiej chwycić, oraz by chroniły ciało. Czemu średniowieczni rycerze nie chodzili w skąpych strojach? Bo byliby słabo chronieni. Co prawda, zbroja też nie była najlepsza, blachę z której ją wykonano jakby położyć na stole łatwo mieczem przeciąć. Ale chroniła, bo co innego przeciąć blachę na stole, a co innego na ruchliwym, agresywnym i wrogim mężczyźnie, prawdopodobnie rosłym jak góra i dość silnym. Zbroje saiyańskie i gi mają podobne zadanie. Więc, skoro mają chronić nasze panie, to czemu  są w formie skąpego bikini? W takim wypadku jest prawie cała odsłonięta, szczególnie brzuch, gdzie znajduje się wiele wrażliwych organów(kto choć raz oberwał w nerkę, wie o czym mówię). Polecam też przeprowadzić eksperyment: uderz w coś twardego gołą pięścią. A potem owiń ją jakimś materiałem, i walnij w to samo z podobną siłą. Ból jest mniejszy. Oczywiście można bawić się w Frezera i walczyć nago, lub w Gohana i walczyć w dresie, ale jak już decydujecie się na zbroję, to niech spełnia swoje zadanie, i chroni, a nie będzie tylko ozdobą. Bo po to została stworzona. Gdyby chodziło im o ładny wygląd, to walczyliby w wieczorowych kieckach i garniturach, a nie produkowaliby pewnie dość niewygodne zbroje i obcisły strój pod to. No właśnie, zatrzymajmy się na chwilę przy kombinezonie. Wiecie, czemu taki jest? Bo zbyt luźne ciuchy mogą przeszkadzać. Zbyt obcisłe też. Kombinezony pod zbroją(choćby u Vegety) są pośrodku, i przy okazji zbroja nie obciera ciała. Dlatego radzę zrezygnować ze spódniczek, aladynek, luźnych bluzek, szarf luźno oplatających talię, oraz z lateksowej powierzchni opinającej ciało w 100% pod zbroją. Oczywiście do walki na serio. do treningu te rzeczy są jak najbardziej OK.
3. BACKSTORY I ZWIĄZKI
W tym punkcie najczęściej padają  początkujący twórcy, ale spotkałam i kilku weteranów, którzy tu klapli. Jak tworzymy postać do uniwersum cudzego, to mamy nałożone zarówno gotową bazę, jak i ograniczenia tego świata. Tych ograniczeń nie wolno lekceważyć. Powiedziane jest, że najsilniejszy to Zeno? Mamy ograniczenie. Łamiemy je tworząc postać silniejszą od niego, co jest niekonsekwencją i brakiem realizmu wobec przedstawionego świata. Napisano, że Changelingi są obojnakami i nie mają kobiet w rasie? Kobieta Changeling to naruszenie. To samo z każdą zasadą. Można się co prawda próbować bronić, tworząc inne linie czasowe i alternatywne uniwersa, ale wtedy zmienia się znacznie więcej niż tylko jedna rzecz. Zmieniają się charaktery bohaterów, historia, ktoś inny może zginąć, co wpłynie na coś innego, może zmienić się płeć dziecka i tak dalej...efekt motyla, drodzy państwo! Dlatego nie polecam tej drogi. Kolejny gwóźdź do trumny to tworzenie dzieci OC i postaci kanonicznej  lub postaci kanonicznych. Podobnie z rodzeństwem, alter-ego, klonów itp.itd.  Bardzo łatwo to spieprzyć. Na koniec zaś mamy związki OC x CHARACTER. Pod tą kategorię podchodzą wszystkie alternatywne żony, dziewczyny i kochanki. Usuwanie Bulmy, by zastąpić ją OC, to kompletny Bulshit. Znowu efekt motyla. A teraz mój faworyt: Siostra Vegety, która jest żoną YAMCHY, I MA Z NIM CÓRKĘ! Brawa dla tej pani za kreatywność. Na pewno każda chciałaby być z kolesiem, który zginął od saibamenów przysłanych przez jej brata.
 CZY POWYŻSZE PRZYKŁADY ZAWSZE SĄ ZŁE?
Nie. Można to zrobić dobrze i z pomysłem,  można spieprzyć po całości. Muszę się sama przyznać do stworzenia kilku postaci podpadających pod punkt trzeci. Raczej w gorszej wersji. Spotkałam się też z genialnymi OC. Osobiście polecam FF na wattpadzie ,,Dragon Ball One:Vegeta Story" z pewną  saiyanką w głównej roli kobiecej. Jest jednak jeden sposób by nie wpaść w te pułapki. Stwórzcie nie wojownika. Przecież w Dragon Ball było pełno innych typów postaci. Nie każdy musi walczyć. Nikogo też nie zniechęcam do tworzenia. Tworzenie złych OC, to nabieranie umiejętności, by ulepić lepsze. Nie poruszałam tematu Mary Sue, ani wielkiej mocy znikąd, bo to już każdy wie. Zatem dobrego ranka/wieczoru/popołudnia/nocy(zależy, kiedy czytasz)
Kisski od Lil

sobota, 25 marca 2017

Stare Wypociny. Dragon Ball :Szkolne Lata (cz.2, feat. kuzyn)

Pierwsze lekcje i afera karteczkowa

Jak zostało zamieszczone w tytule, ten rozdział pisałam z kuzynem. Historia z matematyki oparta w części na faktach. Kuzyn nie miał zielonego pojęcia o DB.  Osobiście ten rozdział uważam za najgorszy. Ale cóż, miłego czytania.

Caba jak zwykle przygotowywał się do szkoły, kiedy nagle przerwał mu SMS. Okazało się, że jest on od cioci. Na szybko coś odpisał i poszedł na autobus. Do przystanku miał pięć minut drogi. Po drodze wpadł na Goku.
-Cześć.
-Cześć. Do szkoły, co?
-Tak, pierwsze lekcje w nowym gimnazjum. Jacy są nauczyciele?
-Większość spoko, lecz jest kilku na których powinieneś uważać.
-Ok, a jakieś niespodzianki dzisiaj?
-Pomyślmy, na pewno matematyk, pan Bojack to nie jest osoba do żartów, i uważałbym na pana Piccolo. Jest spoko, ale jak się zdenerwuje to ino ros.
-Jak ten twój kolega wczoraj?- dopytywał się.
-Podobnie, tyle że on może kompletnie zniszczyć ci średnią,a Vegeta góra da w zęby.
Doszli na przystanek. Było tam kilku uczniów pierwszych klas, oraz jeden z trzeciej . -Który to nasz autobus?
-15, lub 36. Powiedz, od kiedy tu mieszkasz? Nie widziałem cię wcześniej.
-Od dwóch dni. Raczej siedziałem w domu, bo wiesz, przeprowadzka i te spawy.
Przyjechał autobus i chłopcy zakupili bilety. Całą drogę przegadali o szkole.
Po drodze z przystanku napotykali innych uczniów. Goku wyjaśniał, z kim trzymać, z kim nie, a od kogo można odpisać. Dołączyli do nich Vegeta i Chi Chi. Zadzwonił dzwonek. Pani Gine czekała już na nich w klasie. Były lekkie problemy z usadzeniem klasy według wzrostu, ponieważ większość chciała siedzieć z kolegami, lub z Gohanem(był naprawdę mądry i dawał spisać). W końcu układ został taki:
 
Oczywiście nie każdy był zachwycony. Reszta lekcji minęła normalnie. Do matematyki. Nauczyciel tego przedmiotu nie należał do najprzyjemniejszych. Po typowym sprawdzeniu obecności, podyktowaniu PSO i innych czysto organizacyjnych rzeczach, Pan Bojack zaczął odpytywać z tabliczki mnożenia na wyrywki. Wszystko było dobrze, kiedy zadzwonił telefon. Dzwonił dyra.
-Krillin!
-Tak, proszę pana.
- Muszę wyjść na chwilę, masz zapisywać osoby które rozmawiają.-po czym dodał do reszty klasy- jeśli KTOKOLWIEK się odezwie bez potrzeby, od razu ląduje u Dyrektora z naganą. To samo tyczy się osoby która chociaż spróbuje chodzić po klasie. Jak wrócę przykłady z tablicy mają być rozwiązane.-zamknął drzwi. W klasie panowała cisza, ze było słychać pana Bardocka gwiżdżącego na boisku. Dopóki kroki matematyka nie ucichły całkowicie. Wtedy zaczął się chaos. Zaczęło się od Giniyu i jego bandy. Jak często w tej kasie. Giniyu zaczął jak małpować nauczyciela.
-,,Jeśli Ktokolwiek bezie sikał, to sam zrobię gówno”
Oczywiście jego banda zaczęła z tego cisnąć bekę stulecia. Oni i kilkoro innych. Krillin próbował jakoś jeszcze opanować sytuację.
-Chłopaki, ogarnijcie się, proszę.
-Oooo, Łysol szuka zaczepki.
-Koniec. Sami się o to prosiliście- powiedział,i zaczął pisać.
-Co ty do jasnej cholery robisz?
-Szefie... on chyba nas zapisuje.- odparł Guldo.
-Szybko, zabieraj mu tą kartkę!!!
Guldo posłusznie wykonał polecenie. Ale nie miał możliwości nacieszyć się swoją chwilą tryumfu, gdyż kartkę wyrwał mu Vegeta.
-Pomyliliście kartki, debile!-wydarł się na całe gardło.- To jest...właściwie, to co tu pisze?- powiedział, próbując odcyfrować pismo łysego. Wtedy kartkę wziął mu Cooler. W przeciwieństwie do znajomego z ławki nie bawił się w kryptologa, tylko podarł ja na milion kawałków.
-Oż ty!- wycedził łysy-jeszcze za to oberwiesz!
-Ciekawe kiedy?
-Tu i teraz!
-Krilan, błagam, nie baw się lepiej w rycerza na białym koniu, bo jeszcze coś ci się stanie.- powiedziała C18, lecz nic to nie pomogło. Zaczęli się okładać pod samą tablicą. Nagle do klasy wszedł nieobecny nauczyciel, i dyrektor. Wiadome było, że mają kompletnie przesrane. Przez minutę wszystko ucichło, lecz była to chwilowe.
-Krillan,Cooler... gdzie powiedzcie mi, MIELIŚCIE teraz być?
-W ławkach-odpowiedzieli chórem.
-Tak, mieliście być w ławkach, więc czemu w nich NIE jesteście?
Dopiero teraz dotarła do nich głupota całej tej sytuacji.
-Odmawiacie zeznań? Dobrze, od kogoś innego dowiem się, co tu zaszło.-nauczyciel zaczął lustrować wzrokiem klasę, szukając informatora. W końcu jego wzrok padł na Gohana. Wszyscy nauczyciele mieli o nim dobrą opinię.
-Gohan, powiedz do czego doszło?
-Dobrze, proszę pana. A więc...
-Nie zaczyna się zdania od ,,A więc”. Przejdź od razu do rzeczy.
- Zaczęło się chyba od Giniu, który zaczął mówić jakieś kompletne głupoty. Krillin najpierw go ostrzegł, a jak się nie uspokoił, to zaczął coś pisać na kartce, którą wyrwał mu Guldo, jemu z kolei Vegeta, a gdy ten nie mógł się odczytać, jemu z kolei wziął Cooler, który mu podarł. Musiało być tam coś ważnego, bo Krillan był bardzo zdenerwowany, i w gniewie rzucił do niego jakimś mięsem, więc zaczęli się bić.
-To prawda?-mówił patrząc groźnym wzrokiem na dwójkę pod tablicą.- Pobiliście się z powodu jakiejś głupiej karteczki?-potem popatrzył się na Vegetę i Guldo- I co to mają być za łańcuszki po klasie?- popatrzył na Giniu- A o tobie to już nie mówię.
-Chłopcy, do mojego gabinetu, proszę- powiedział Dyrektor.
Cała piątka wyszła z klasy z miną jakby szła na ścięcie. Reszta klasy zachowywała się przyzwoicie do końca lekcji. Chłopcy dołączyli do klasy dopiero na przerwie.
-No i co?- Spytał Goku Krillana.
-Nie jest jeszcze źle... dostaliśmy tylko po 10 punktów minusowych, uwagę, i mieliśmy po 500 razy przepisać jakieś głupoty. Zadzwoni też do rodziców. Mogło być gorzej.
-Racja. Myślałem, że będzie gorzej. Dobrze, że dyra jest wyluzowany, bo Bojack by was od razu na jego miejscu wywalił. Kilka osób się na was boczy, bo mamy więcej zadane. Tak z dwie strony więcej.
-Cześć, o czym gadacie? I jak Krillin? -dołączył się Gohan
-Mogło być lepiej, ale ok. Tylko 10 punktów na minusie i telefon do starych.
-Łał, pan Kami musiał być w dobrym humorze. To najlepsze na co mogłeś trafić.
-Pewno tak. Nam powiedział, że to tylko dlatego, bo to pierwszy raz.
-Zauważyliście coś? Vegeta stał się strasznie zaczepny. Normalnie pewno by to olał.
Nie dokończyli jednak, bo przerwał im dzwonek. Gohan poszedł po plecak. Była na nim kartka z zeszytu, opatrzona napisem ,,Jeszcze pożałujesz”. Wyrzucił ją do kosza. Jak tego dnia wychodził ze szkoły z Trunksem ,Vegetą i Tarblem już jej nie pamiętał.

sobota, 18 marca 2017

Stare Wypociny. Dragon Ball: Szkolne lata (cz.1)

Rozpoczęcie Roku.

Wszyscy uczniowie 2c czekali już w ławkach 1 września, aż do klasy wejdzie pan Avo, i swoim monotonnym głosem zacznie coś dyktować, coś czego i tak nikt nie zapisze. Lecz, ku ich zdziwieniu, do klasy weszła pani Gine i trójka nowych uczniów.
-Dzień dobry dzieci.
-Dzień dobry psze pani.-powiedziała klasa, już bez wcześniejszego odrętwienia. Wzrok wszystkich kierował się na nowych.
-Pan Avo jest na L4, więc do końca trzeciej klasy to ja będę waszym wychowawcą. A teraz oddaję głos nowym uczniom. Mam nadzieję, że ich ciepło przyjmiecie. I jeszcze jedno. Kilka lekcji macie łączonych z 1d.
-Jestem Caba, przyszedłem tu z gimnazjum nr 6
-Jestem Frost, przyszedłem tu z gimnazjum nr 19
-Hit, gim nr 1
- Dziękuje możecie siadać.- powiedziała pani Gine.- Macie pięć minut do akademii, możecie porozmawiać, tylko cicho.- po czym zaczęła grzebać w papierach. W klasie zaczął się zwykły szum. Tylko Hit był coś mało rozmowny. Goku wyjął plan lekcji, z rozpiską nauczycieli, ściągnięty z librusa.
-Kakkarotto, jaki w tym roku rozkład tortur? - spytał Vegeta.
-Zobaczmy... większość osób jak rok temu, tylko mamy innego historyka, i ….nie, błagam nie,... wicedyra uczy nas fizy!!!
-Genialne-wycedził Frizea,- u tego gościa nie da się spać na lekcjach, bo co drugi wali w portki ze strachu. Super.{ta ironia}
- A cię kto pytał o zdanie?
- Wyluzuj trochę, księciuniu. Jutro za to dzień na luzie. Same lekcje z PSO, BHP i innymi bzdurami. I tak mamy przez tydzień. Po prostu idealnie.
- Ale potem... mamy najgorszy zestaw poniedziałkowy w historii... sam zobacz!
- Mr.Popo,Bojack,Nappa,Brooly, Lunch i Piccolo w jednym dniu! Co za potwór musiał to pisać. Co prawda, mamy też WF z Bardockiem, ale na pierwszych lekcjach.
Lekcja
Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
1 8.00 WF{1D}

Wychow. WF{1D} Polski
2 8.50 WF{1D} Polski Chemia Angielski Matematyka
3 9. 40 Fizyka Matematyka Polski Polski Biologia
4 10.20 Biologia Angielski Matematyka Polski Historia
5 11.20 Chemia Niemiecki Fizyka Informatyka Angielski
6 12.20 Matematyka WF{1D} Historia Matematyka Technika
7 13.10 Geografia WF{1D} Biologia Angielski Niemiecki
8 14.00 Niemiecki








-Za to w piątki pełen luz, no może poza biologią.- powiedział Freeza
-Czwartek też nie jest aż taki zły. Na infie zawsze można się wyluzować. Zgodził się Goku. Nie wiem, co się dzieje z panią Lunch, że tak się zmienia na informatyce. Zara, o której ma być ten apel?
-Chyba o 12.15
- No to mamy minutę by tam dojść.- powiedział Frizea patrząc na zegarek.
- Dzieci! Szybko w pary, bo zaraz się spóźnimy!- zawołała pani Gine.
Klasa wykonała polecenie. Jakimś cudem zdążyli. Bulma siadła obok jednego z klasy 1d. Jej zdaniem, prezentował się świetnie. Część dziewczyn myślała,,Ale ciacho, jak Bieber*” druga część dziewczyn i wszyscy chłopcy myśleli ,,Gej”. Bulma i chłopak obok {Zarbon} zaczęli rozmawiać. Vegeta był aż czerwony na twarzy ze złości.
- Ktoś tu chyba jest zazdrosny- powiedział Cooler całkowicie niewinnym głosem
-Odwal się, to nieprawda.-odpowiedział. - Po prostu nie chcę, by zmarnowała sobie życie z tą ciotą. No błagam!
-Ale Vegeta, on ma rację.- powiedział mu Goku na ucho.
-Przestaniecie w końcu rozmawiać, czy mam wam wszystkim wstawić jedynki za zachowanie pierwszego dnia?- Spytała groźnym tonem pani Gine. Chłopcy umilkli.
Po godzinie Akademia dobiegła końca. Pan dyrektor Kami tylko przypomniał, by wziąć książki na wtorek, i że jutro, wyjątkowo na pierwszej lekcji wszyscy mają godzinę wychowawczą, niezależnie od planu, w celu usadzenia uczniów w ławkach według wzrostu, oraz powitał nowych uczniów.
- Nie zatrzymuję was już dłużej. Do widzenia.-Zakończył dyrektor.
-Nam nic nie zmieniło się jutro-zauważyła Chi-Chi-i tak mieliśmy mieć wychowawczą.
-To co, jesteśmy umówieni?- spytała Bulma Zarbona, zalotnie trzepocząc rzęsami.
-Oczywiście. Tu masz mój numer. -Podał jej karteczkę, i pocałował w policzek. Goku,Gohan i Trunks ledwie powstrzymali Vegetę od sprania adoratora Bulmy na kwaśne jabłko. Frizea i Cooler prawie dusili się ze śmiechu, i o ile oni próbowali być jeszcze jako- tako dyskretni, to Ekipa Giniu pokładała się ze śmiechu na cały głos i na oczach na maksa wkur*ionego kolegi z klasy. Vegeta uspokoił się dopiero, kiedy parka i śmieszki opuścili salę gimnastyczną. ,,To będzie NAPRAWDĘ pokręcony rok” pomyślał Trunks
 * użyłam tego w celu ugimnazjalnienia tego opowiadania, sama nie lubię tego artysty, ale wiele dziewczyn z mojej klasy tak, więc mi to pasowało. 
Jeśli zauważyliście jakiekolwiek  byki w interpunkcji,  składni czy ortografii proszę o poinformowanie.  Krytykę też przyjmę z otwartymi ramionami.