sobota, 20 stycznia 2018

Analiza opowiadania z 2015 roku


Przeglądając odmęty mojego laptopa natrafiłam na to oto cudo, oraz kilka innych ,,perełek" mojego aŁtorstwa. Jako, że aktualnie mój humor jest całkiem dobry, postanowiłam sobie go zepsuć, i zanalizować ten (Po)twór. 
Kod: Opko będzie pisane czcionką POGRUBIONĄ, a moje komentarze będą Pochyłą i podkreśloną.
Jestem Lena. Lena Destany.
To nazwisko wcale nie brzmi, jakby ktoś próbował napisać ze słuchu słowo ,,dynasty"... nie, wcale.
 Chociaż, moje nazwisko i były status przestały cokolwiek teraz znaczyć. Kiedyś miałam wszystko. Dziś nic mi nie zostało. Może się wydać dziwne, że mówi to 13-sto latka, ale taka prawda. Mój ojciec, Dastan Destany był wpływowym politykiem, biznesmenem i głową rodu, który przetrwał od średniowiecza naraz. 
Problemy, jakie mam z tym fragmentem poza cringem. Po pierwsze, powinno chyba być ,,może się WYDAWAĆ", po drugie ,,od średniowiecza naraz"... kto mi powie co to może znaczyć dostanie order z batata.  Po trzecie, od razu wiadomo, że nasza heroina nie może mieć zwykłej rodziny, co to, to nie! I ostatnie: jego rodzice naprawdę musieli go nienawidzić, skoro pokarali go tak chamską aliteracją i w dodatku w pakiecie z łamańcem językowym.
Wiem, brzmi to jak opowiadanie na język polski jakiejś zakompleksionej Barbie w neonowych szpilach, ale takie są fakty. Ale przejdę do rzeczy. Moja rodzina narodziła się w XIV w. z połączenia dwóch wpływowych, jak na tamte czasy,rodzin. Dokładnie 12.10.1345 roku Anastazja Nightcore poślubiła Nathaniela Jarret. Król nadał im tytuły szlacheckie, i przyjęli nazwisko Destany.
Oluju. ,,Brzmi to jak opowiadanie na język polski" ... co znaczy to zdanie?  Bo nawet nie mam pojęcia, co ałtorka...znaczy ja wtedy ćpałam.  Po drugie, OCZYWIŚCIE, zakompleksiona, pusta laska musi być określona Barbie i nosić neonowe szpilki (pominę fakt, że bycie pustą i kompleksy o ile wiem się wykluczają).  Ponadto ,,narodziła się" - bohaterko, to tak nie działa, rodziny się nie rodzą, góra powstają, a i to brzmi okropnie. Poza tym powtórzenia aż ranią w oczy, tak samo jak ten brak zdań złożonych...Lidko z przeszłości, zdanie dłuższe niż pięć,sześć słów nie gryzą . Anastazja Nightcore i Nathaniel Jarret to swoją drogą taaaakiiiie pooopraaawneeee historycznie nazwiska angielskich arystokratów, pominę ten piękny polski zapis imion Lena(powinno być Lenah) i Anastazja (Anastasia), podczas gdy Nathaniel napisano poprawnie. I pamiętajcie dzieci - chcesz zmienić nazwisko, idź do króla, który jeszcze ci nada tytuły szlacheckie (swoją droga, jestem ciekawa, jakim cudem byli wpływowi bez nich wcześniej)!
Pewnie nawet się nie spodziewali, że rodzina którą założyli przetrwa sześćset lat z hakiem. Do teraz. Tata zawsze miał przeciwników w parlamencie, lecz był zbyt wpływowy by mogliby mu w jakikolwiek sposób zagrozić. Do tego Czwartku. Wtedy zginął w katastrofie lotniczej były prezydent, i wielki przyjaciel rodziny, Finn Nightingale. 
Przecinek przed ,,którą", Lidko z przeszłości, to naprawdę tak mało.  Poza tym, raczej BYŁY prezydent jest średnim argumentem. Obecny byłby lepszym powodem do trzymania się od kolesia z daleka, choć i tak to pewnie przyciąa spojrzenia, tworzy plotki i otoczkę do teorii spiskowych oraz wietrzenia afer, więc panie Destany, skoro jesteś takim doświadczonym politykiem, czemu się z tym afiszujesz? Przy okazji podziwiajcie kolejne prawilne angielskie nazwisko. 
Nikt nie przypuszczał, co się stanie w piątek. Wracałam ze szkoły, jak zawsze sama. Akurat tego dnia szofer nawalił, więc poszłam pieszo. Obok mnie jak zawsze była grupa osób, która ma ze mną jeden wielki problem. Z czym konkretnie? Ze wszystkim, a już SZCZEGÓLNIE z moimi włosami. Zgadzam się, z naturalnie fioletowo-białymi wyglądam dziwnie, ale co im do tego?! Chodzę (a w zasadzie chodziłam) do elitarnej szkoły prywatnej pod fałszywym nazwiskiem, więc nie wiedzieli z kim zadzierają (wtedy).
Skoro odwoził ją szofer, to co oznacza to ,,jak zawsze sama"? Co, szofer to nie człowiek, że go nie liczy, czy może przyćmiewa go blask jej zajebistości?  Poza tym, serio, nic nie zrobiła z tym kółeczkiem adoracji, nie poszła do dyrektorki? Poza tym jak śmią się naśmiewać z jej  chodzącej zajebistości? Kolejny punkt: ta elitarna, prywatna szkoła nie ma żadnego dress code? Bo o ile wiem to raczej nawet naprawdę liberalna szkoła powinna mieć wąty do trzynastolatki z kolorem drącym się  ,,FARBA DO WŁOSÓW!"a w to, że jest naturalny, raczej nikt by nie uwierzył, a naukowcy pewnie biliby się o jej włosy do badań, zaś dziewczyna zostałaby ogłoszona dziwolągiem, gdyby informacja trafila do mediów, i głęboka kiesa rodziców nie gra tu roli. 
 Nagle odezwała się komórka jednego z nich. Były to Wiadomości. Jak grom z jasnego nieba poleciała informacja, na pełnym głośniku, że znaleziono ciała mojego ojca, babci i cioci. Szybko rzuciłam się biegiem odebrać moją siostrzyczkę, Biankę, z przedszkola. Było ono tylko dwie ulice dalej. Odebrałam siostrę, i zamówiłam jakąś taksówkę. 
Jestem ciekawa, jakie wiadomości na komórce włączają powiadomienia lub transmisję głosową informacji ot tak.  Poza tym, to bardzo odpowiedzialne zachowanie z jej strony, skoro ukrywali jej tożsamość z jakiegoś powodu, że tak zareagowała, pomijając to, że nie było ani chwili  szoku? Niedowierzania? Prób dowiedzenia się czegoś więcej? Po prostu zerwała się do biegu ot tak? Okej Lidko z 2015, jak sobie chcesz.  Zresztą, ot tak pozwolili zabrać dziwnie wyglądającej nieletniej, w dodatku wyglądającej jakby przebiegła maraton i której zapewne nigdy nie widzieli (bo coś mi mówi, ze małą odbierał ten szofer-nieludź) pięcioletnie dziecko? Wysokie standardy bezpieczeństwa,  doprawdy... I ostatnie: czemu nie zamówiła taksówki na samym początku?
Podwiózł nas pod sam dom. Wszędzie było pełno szkła, a na podjeździe były plamy krwi. Tata, ciocia i babcia pracowali w sejmie, wiec chciałam sprawdzić, czy Mama jest chociaż bezpieczna. Plama krwi nie nastawiła mię zbyt optymistycznie. Weszłyśmy do środka, a siostra zapytała:
Bo pod dom wpływowego polityka podjeżdża się jak pod McDonald, i na pewno nie ma tam żadnej ochrony, to takie oczywiste! Dalej w kwestii bezpieczeństwa - jesteśmy policją w tym uniwersum - Zabito trzech członków jednej rodziny,  w tym znanego polityka i wiemy, że są jeszcze trzy inne osoby, ich krewni, znacznie bardziej bezbronni niż poseł w sejmie, więc nie róbmy kurwa NIC. Nie informujmy ich o niczym, nie próbujmy ochronić, nie obstawiamy ich miejsca pobytu. Bo po co? Poza tym ta plama wzięła się tam chyba z tych drzew z GoT, bo ,spoiler alert, w dalszej części ciało znaleziono w domu, i nie było możliwości, by krew znalazła sie na podjeździe, chyba, że ci Asasyni tam są jak policja i szoferzy - zawodowo partaczą.  Na fakt, że nikt nie zauważył tej krwi wcześniej, a naszej cudownej Lenki bądź taksówkarza nie tknęło, by no...tak choćby poinformować policję  spuszczę zasłonę milczenia. 
-Leni, co się stało? Gdzie mamusia, gdzie Tato? - Mówiła patrząc mi prosto w oczy. Wiedziała. 
-Bianka,... trudno mi to mówić, ...ale tata, babcia i ciocia...oni, oni... -Czułam w gardle wielką gulę i prawie się poryczałam- ...oni odeszli.
-A co z mamą?- spytała przez łzy
-Nie..nie...Ja nie wiem. - Resztę drogi przeszłyśmy w milczeniu.
Bo wiadomo, w końcu pięciolatka nie zaczęłaby ryczeć jak opętana, bez możliwości ruszenia się jakkolwiek.  A wchodzenie z młodszą siostrą do domu, gdzie brakuje tylko wielkiego różowego neonu z napisem ,,TU KOGOŚ ZABITO" to genialny pomysł. 
 To był zbyt duży ciężar jak na pięciolatkę. Mama, Zara Destany, pracowała w domu. Była programistką. Doszłyśmy do drzwi. Były one wciąż w zawiasach, ale chyba tylko ledwo się trzymały. Były pocięte, (chyba siekierą), a na drewnie były krople... krwi. Kazałam Biance zostać, i tam weszłam.
W ciągu jednego akapitu, bez żadnego przerywnika przeszliśmy od martwienia się o psychikę siostry, przez informację o rodzaju zatrudnienia i miejscu pracy matki heroiny, po stan drzwi. Lidko z przeszłości, tak się nie robi. A wchodzenie tam i zostawienie młodej samej bez myślenia, że morderca może tam być to kolejna odpowiedzialna decyzja. Protagonistko, ZADZWOŃ KURDE PO TĄ POLICJĘ! I serio, żadnego strachu, weszła tam jak do spożywczego po soczek?
 Nie zapomnę tego do końca życia. Krew była WSZĘDZIE, a na podłodze leżało na wpół rozczłonkowane ciało mamy. Na oknie była kartka,napisana (a jakżeby inaczej) krwią. 
Bo gdyby nie było to napisane capsem byłaby mniej wszędzie. Główna bohaterka zaś, dalej prezentuje nam swoją nadludziosć, nie okazując żadnego odruchu, choćby wymiotnego na widok rozczłonkowanego ciała rodzicielki. A o płaczu, szoku czy czymkolwiek innym, to w ogóle nawet nie wspominam. Przypominam, że ona ma 13 lat.  I wiadomo, mHroczność musi się zgadzać, co tam jakiś plebejski długopis, walniemy to krwią, nie martwiąc się o odciski palców! Ogółem, coś słabi ci złole, skoro zostawiają tak oczywiste poszlaki. 
Do pozostałych żywych rodu Destany!
Bo w listach zostawianych przez morderców przy trupie sili się na pompatyczne nagłówki. 
Czekaliśmy pięćset lat, ale zemsta została dopełniona. Oto zapłata za lata poniżania i skrywania prawdy. Jeśli wiecie, co dla was dobre, nigdy więcej tu nie wracajcie, i nie bierzcie do ręki władzy. 
E... miło, że bawiliście się w stylizacje tego liściku itp.  A jeszcze milej, że ułatwiacie pracę, podając motywy swojej zbrodni. Poza tym ,,nie bierzcie do ręki władzy" - TO BRZMI TAK ŹLE. 
PS, zemsta jest daremna.
Kto daje przecinek po postscriptum?
Vontani
Och, najlepiej jeszcze podpiszmy sie złodupnym pseudonimem, by wiadomo było, kogo szukać, w dodatku takim, który wcale nie przypomina słowa Volturi. Ja na ich miejscu bym się obraziła. 
Znalezione obrazy dla zapytania volturi gif
  Poza tym polonistka nie uczyła, że po podpisach nie ma kropek?
Dziękuję i gratuluję wszystkim, co dotrwali do tego miejsca. Mam nadzieję, że wasz mózg jeszcze nie wypłynął, i w chociaż jednym miejscu mogliście się pośmiać. Jak chcecie jeszcze kilka rzeczy tego formatu, to piszcie, mam gdzieś pozakopywane więcej takiego syfu. 
Ave wam,
Lil

sobota, 5 sierpnia 2017

Wywód zbiorczy, czyli jak nie chce ci się pisać kilku recenzji z działu ,,Pijawki".

   Pierwotnie ta notka miała w ogóle nie powstawać. Chociaż nie, inaczej, miała sie pojawić, ale nie tak jak teraz. W takim naprawdę pierwotnym planie to miała być recenzja Draculi Stokera. Ale potem różne rzeczy się działy, i o tym zapomniałam. Ostatecznie po różnych transformacjach przybrało to obecny kształt.

Jak to się stało, że w ogóle zainteresowałam się wampirami?

   Przez większość czasu krwiopijcy żyli sobie własnym życiem a ja swoim. Aż do czasu, kiedy w czwartej klasie moją koleżankę zafascynował, o pożal się Beerusie, Zmierzch Stephanie Meyer... 
Tak nim mi dupę truła, że zdecydowałam się obejrzeć dwa filmy i spróbować przeczytać pierwszą część książki... po mojej reakcji wyżej chyba widać, co o tym (po)tworze myślę. Potem odłożyłam ta tematykę na długi czas do szuflady z karteczką ,,nie zaglądać''. Otworzyłam ją dopiero w kwietniu tego roku za sprawą RP Liqudare (a.k.a messengerowe simsy) gdzie moją pierwszą postacią została wampirka. Potem coś mnie podkusiło by zaprosić tam Maćka ( nie wiem, który to demon, ale niech robi tak częściej - wątek z Vladkiem jest świetny, a rozpierdziel na RP jeszcze lepszy). Kiedy zaczął on pracować nad postacią podesłał mi Hellsinga. Pomimo dość mocnego niesmaku jaki mi po Meyer pozostał postanowiłam sięgnąć po tego animca, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Niedługo po tym postanowiłam sięgnąć po wspomnianego już Stokera... a co dalej wyszło poczytacie sami.

Pozycja pierwsza: Dracula Brama Stokera i Dracula: Nieumarły Drace Stokera i Iana Hosta. 

   Obie te pozycje omawiam razem ze względu na wspólnego wampa i nazwisko twórców. Zarys początków Draculi przedstawia się tak: młody prawnik, Jonathan Harker  zostaje wysłany do Transylwanii w celu załatwieniu formalności odnośnie zakupu pewnego londyńskiego domu przez hrabiego Draculę. Dalej oszczędzę już spoilerów. Książka była ciekawa, jednak pisana jako listy, notatki, wycinki z dzienników itp., a taka forma mnie dość męczyła. W dodatku często gubiłam się w tym, czyi to konkretnie wycinek. Brakowało mi też odrobiny punktu widzenia hrabiego. Zaś co do Nieumarłego... powiem tak, moim zdaniem było gorzej. Sam pomysł na spin-off nie był zły, ale było tam tyle dziwactw, nieścisłości i Everyone is a vampire, hell ya!. Przy okazji muszę zarazem powalić jak i zganić tą konkretną książkę za postać Elżbiety Batory. Sama postać była fenomenalnie napisaną antagonistką, ale ktoś tu za bardzo dał ponieść się mrocznej legendzie, zupełnie olewając prawdę historyczną. Jednak obie książki poczytuje sobie na plusa. W swojej prywatnej skali dam im jakieś 7/10 i 6,5/10. 

Pozycja druga: Wywiad z Wampirem Anne Rice. 

  Po tą pozycję sięgnęłam zaraz po pierwszych dwóch. Tutaj zarys sobie daruję, bo za wiele bym zdradziła. Świat wykreowany w powieści był świetny, łatwo było się w nim zatopić, a bohaterów wprost kocham. Lestat to chyba jeden z najlepiej wykreowanych wampirów - antagonistów. Na temat Claudii też bym mogła same ochy i achy dawać, Louisa też polubiłam, ale nie powiem, cały czas bawiło mnie to, że ma tak na imię. Fakty historyczne zostały potraktowane dobrze, jednak były mało wyeksponowane, więc dalej nie będę tego poruszać. Ujęło mnie w tej książce pokazanie relacji i emocjonalności bohatera. Zaś Louis był ciekawym odstępstwem od Draculi i hrabiny. W mojej skali dałabym jakieś 8/10. Niedawno wypożyczyłam sobie też inne książki tej pani, i jak przeczytam postaram się notkę zaktualizować. 

Pozycja trzecia: Zmierzch Stephanie Meyer. 

    O tej książce mogłabym pisać długo i namiętnie, wylewać fale emocji powstałych podczas hate readingu, oraz obśmiewać różne głupotki. Ale to zostało już zrobione lepiej, i mam nadzieje, że niedługo zostanie zrobione ponownie przez pana Opydo. Powiem tak: całej Zmierzchomani nie kupuję po prostu. Z dobroci serca dam 3,5/10. Podobno jednak Chemik tej autorki jest dobry, więc może zahaczę. I wbijcie to sobie wszyscy do głowy : TRUE VAMPIRES DON'T SHINE! A potem przestrzegajcie jak jedenastego przykazania. Bo na tej książce powstał Grey, a więcej ich nam nie trzeba. Jednak muszę podziękować koleżance która mnie do tego zmusiła bo chociaż miałam z czego się pośmiać w kategorii ,,o borze zielony, jakie to głupie".

Pozycja czwarta: Saga o hrabim Saint - Germain Chelseay Quinn Yarbro 

   Nie będziesz mówiła o książkach z wampirami, nie wspominając, jak seria o hrabim jest genialna, odkąd popełniłam ten słuszny wybór i sięgnęłam po Hotel Transylvanię . Co prawda nie ocenia się książki po okładce, a to ona mnie przykuła, jednak ten jeden raz przysłowia zawiodły. Na początku pierwszej części poznajemy tajemniczego Hrabiego, wzorowanego na postaci historycznej, oraz pięknie odmalowany Paryż XVIII wieku z czasów, gdy jeszcze szlachta miała się dobrze. Po drodze zahaczamy o uroczą młodą damę, alchemików, skandal sprzed lat i satanistyczny krąg. Realia historyczne mają się pięknie, Francisa nie sposób nie lubić, a gromada drugiego i trzeciego planu prezentuje się świetnie. Co jakiś czas w dodatku dostajemy ciekawe i ważne fabularnie listy, których ilość nie męczy. Shame on you, Rebis, za wydanie tylko pięciu z piętnastu i niepewności co do wydania szóstki. Shame! Jak dla mnie to powinno być pokazywane z podpisem : Tak się pisze powieść z wampirami i romansem w tle. Wszystkie cztery części co mi w ręce wpadły pochłonęłam w góra dwa dni, co plasuje tą serię obok Harry'ego Pottera, Baśnioboru, Zwiadowców,  LOTRa Narnii i książek Riordana w mojej prywatnej czołówce najlepszych serii. Moja skala to 9,5 na 10. Byłaby czysta, gdyby w Polsce wydali wszystkie. 

Pozycja piąta: Klan Nieśmiertelnych Joanny Rybak

   Na koniec taka odskocznia, bo coś polskiej autorki. Cała historia to dość młodzieżowa opowieść. Zaczyna się od tego jak nasza główna dziwewoja traci rodziców, dom i chłopaka w jednym dniu, i trafia do zamku z wampem, syreną, elfem, aniołem i demonem oraz ludzką pokojówką. Po drodze okazuje się, że jej prababka była wampirem i nota bene dziewczyną Chrisa( drugiego wampa) i zmarła dopiero czterdzieści lat temu. Dalej w fabułę się nie zagłębiam. bo to dość krótka książka. Powiem tyle: śmieszne dialogi, sympatyczni bohaterowie, jakiś zamysł, ale dupy nie urywa. Ale jak na romans paranormalny ( a ja toleruję tylko trzy. Serię o Hrabim, Córkę dymu i kości oraz to) był dobry. Sophie była okej, i nie wkurzała, co rzadko sie zdarza. Przymykając oko na głupotki jest naprawdę okej. Daje temu takie 7/10. 

  Na tym przegląd zakończę. miało być krótko, wyszło jak zawsze. A więc dobrej nocy/wieczoru/popołudnia/poranka czy kiedy to czytasz. 

sobota, 20 maja 2017

Sen Kisame i mój ciąg dalszy.

Sezon 5

Jest timeskip kilku dni. Ponieważ zaręczyny z Blondwłosą zostały zerwane, przygotowywałem się do ślubu z driadą, która mi wybaczyła. Do wesela zostało kilka dni, więc poszedłem wraz z zielonowłosą do takiego miasteczka, gdzie akurat był targ. Cały czas towarzyszył nam lisek. W miasteczku były ogólnie trzy wyróżniające się typy mieszkańców. Pierwszy to byli ci, z zielonymi włosami i delikatnymi rysami twarzy oraz bladą cerą, kolejni to ci, o cerze w różnych odcieniach niebieskiego (od naprawdę jasnego pastelowego błękitu po prawie czarny granat) i zwykle jasnych włosach. Trzeci typ to byli ludzie o rudych włosach, czerwonych oczach i różowej cerze. Prawie zawsze mieli loki. Przechodząc przez miasteczko osoby z rasy blondynki traktują mnie z chłodem, rezerwą i wrogością. Rudzi zaś jakbym zabił potwora, który terroryzował miasto. Wraz z driadą wchodzimy do krawcowej, by kupić suknię ślubną i garnitur. Jest ona jedną z zielonowłosych. Kiedy moja narzeczona i współpracowniczki krawcowej dobierają materiał i krój sukni, krawcowa prosi mnie na zaplecze. Wtedy uświadamia mnie, czemu pobratymcy blondynki tak się do mnie odnoszą. Zerwanie zaręczyn to dla ich rasy wielki dyshonor, a błękitno skóra była tam bardzo lubiana. Okazuje się,że po zerwaniu zaręczyn dziewczyna z tej rasy ma dwie drogi wyboru :albo samobójstwo albo musi się udać do świątyni, gdzie obetną jej włosy( dla tej rasy kobieta MUSI mieć długie włosy, jest to oznaka wolności, godności i pozycji społecznej) i będzie musiała służyć kapłanowi Wielkiej Bogini, jako pospolita służąca(czyli spadnie na sam dół drabiny społecznej).  Blondwłosa wybrała to drugie (a w zasadzie jej rodzina jej kazała). Czerwonoocy uznają mnie za bohatera, ponieważ toczą oni z błękitno skórnymi wojny od wielu lat. Jedyna droga, by jej pomóc, to albo złożyć ludzką ofiarę, i zanieść jej głowę do świątyni, albo pokonanie kapłana, ponoć żyjącego od trzystu lat, i będącego potężnym magiem. Wtedy słychać dziwny hałas z pracowni, i wychodzimy do głównej izby wraz z krawcową. Trafiamy w sam środek walki czerwonookich i niebieskoskórych. Powód jest nieznany. Wtedy niebieskoskórzy rozpoznają mnie i moją narzeczoną. Jeden z nich porywa driadę, a ja obrywam czymś twardym w głowę, i światło gaśnie.

Sezon 6

Budzę się na podłodze u krawcowej. Podchodzi do mnie jedna z jej pracownic. Wyjawia mi ona,że jest młodszą siostrą driady. Wstaję z podłogi. Na drzwiach wejściowych jest kartka przebita sztyletem.  Podchodzę od niej, i zaczynam czytać. Pisze tam: Masz 48 godzin, by stawić się przy jeziorze, i popełnić samobójstwo, w formie ofiary za oczyszczenie honoru tej, którą zhańbiłeś. Jeśli tego nie zrobisz, twoja narzeczona zginie. Rin. Jestem w szoku. Podchodzi do mnie lis. Ma zranioną łapę. Mimo, że ze złości najchętniej bym kogoś zabił, opatruję liskowi łapę. W międzyczasie kartkę czyta siostra porwanej, i mówi mi, że Rin to brat Reyny(blondwłosej).  Wraz  z Aliss(siostrą porwanej) planujemy ją uratować. Aliss zabiera mnie do swojego domu, a ze mną jak zawsze idzie lisek. Aliss i ja przygotowujemy się do wyprawy ratunkowej. W międzyczasie okazuje się, że młoda nie tylko nieźle ciacha materiał, ale umie też kogoś usiec mieczem. Tłumaczy mi, że w tej kulturze jest także możliwość pojedynku o życie ofiary(tzn. osoba ofiarowana może wystawić wojownika, który zmierzy się w pojedynku z żądającym ofiary. Jeśli ten wojownik wygra, uznawane jest to za znak od Bogini, a jak przegra, to odcinają mu dłoń). Dziewczyna podejmuje decyzję,że będzie walczyć. Jest wieczór. Wychodzimy razem do lasu, ale liska nie mogę nigdzie znaleźć.  Docieramy nad jezioro, gdzie widzimy namiot, a przed nim rozpalone ognisko. Z namiotu wyszedł mężczyzna, bardzo podobny do Reyny. Ponieważ Aliss mnie poinstruowała, co mam mówić, wypowiedziałaem formułkę, ale przed rozpoczęciem pojedynku zażądałem, by wypuścili Meriel(Tak nazywa się moja narzeczona) . Rin zgodził się na to, choć niechętnie. Wtedy zawołał do jednego ze swoich ludzi w namiocie, a ten wyprowadził dziewczynę, a potem ją rozwiązał.  Meriel podbiegła, i się do mnie przytuliła. Odwzajemniłem to. Potem podeszła do siostry, i też ją uścisnęła.  Wtedy rozpoczął się pojedynek. Przez cały czas trzymałem w objęciach Meriel. Aliss udało się wygrać. Wtedy Rin powiedział coś, co śmiertelnie przeraziło dziewczyny. Wtedy pojawił się lisek. Miał w pysku coś co wyglądało na kawałek pergaminu. Wziąłem go do ręki. Okazała się to być mapa do tej świątyni. Jak najszybciej opuściliśmy polanę. Postanowiliśmy uratować Reynę. Po drodze spytałem dziewczyny czemu tak się przeraziły tego, co powiedział. Wtedy wyjaśniły mi, że była to klątwa. Przez kilka dni szliśmy zgodnie z mapą, a lisek dotrzymywał nam towarzystwa. Po drodze nie było żadnych niespodzianek. Do czasu...

Sezon 7

Pewnego dnia marszu zauważyliśmy dwie nieprzytomne osoby na drodze. Podchodzimy do nich. Jeden z nich to rudowłosy, a drugi należy do tej samej rasy co Aliss i Meriel. Ocuciliśmy ich.  Kiedy się obudzili, wyjaśnili nam, że Orion(tak się nazywał rudowłosy) kocha Reynę, a ta odwzajemniła jego uczucie. Z pocałunkiem czekali, aż do momentu, kiedy będą mogli się pobrać bez żadnych przeciwskazań. Jednak jej brat nie zgodził się na ślub, więc do zaręczyn nie doszło. Orion nie był na mnie zły, bo nie znam tutejszych obyczajów. Towarzyszył mu Kastor, jego najlepszy przyjaciel. Chcieli uwolnić Reynę, ale zaatakował ich oddział pobratymców Oriona, którzy nie chcieli dopuścić do ich ślubu. Wyjaśniłem im swoje motywy, i zaproponowałem, by szli z nami. Orion się na to zgodził, ale Kastor był w takim stanie, że nie mógł nigdzie iść. Aliss zaproponowała, że zostanie z nim, aż nie wrócimy, lub dopóki nie wyzdrowieje. Wszyscy, co prawda z oporem, przystaliśmy na to.  Przed wyruszeniem w dalszą drogę Kastor dał mi swój miecz, Polluksa, który miał taką właściwość, że wygram każdą walkę. Podziękowałem mu, i poszliśmy dalej. Po paru dniach dotarliśmy do celu.

Sezon 8

Świątynia była bardziej obwarowaną twierdzą z czarnego kamienia. Kiedy podeszliśmy pod bramę przywitał nas tajemniczy mężczyzna w białym płaszczu z kapturem. Ten kaptur zasłaniał mu całą twarz. Zaprosił nas na dziedziniec. Był on niemal pusty, poza Kamiennym ołtarzem na jednym końcu, i drewnionum tronem pod baldachimem na drugim. Obok tronu stało kilka dziewczyn z krótkimi włosami. W jednej z nich rozpoznaliśmy Reynę. Miała opuchniętą od płaczu twarz, i opuszczoną głowę. Kiedy usłyszała głos mój i Oriona, podniosła głowę. Orion i ja tłumaczyliśmy mu, dlaczego tu przybyliśmy. Przez cały ten czas Reyna ruszała ustami, jakby chciała powiedzieć ,,uciekajcie". Wtedy ten dziwny człowiek zaśmiał się jak psychopata, i kazał nam albo odejść, albo przygotować się na śmierć w walce z nim. Wtedy sobie przypomniałem, co mówiła mi krawcowa. Jedynym ratunkiem dla tych dziewczyn było pokonanie i zabicie kapłana. Jednak posiadał on potężne moce magiczne. Orion postanowił iść pierwszy. Przekazałem mu Polluksa. Rozgorzała walka. W pewnym momencie podszedł do mnie lis. Miał w pysku fiolkę z jakimś jadowicie żółtym płynem. Kapłan spojrzał na nas z nienawiścią. Wtedy naraz wydarzyły sie dwie rzeczy:  Orion ugodził kapłana w brzuch, a mnie trafiła strzała, którą ten szykował dla Oriona. Meriel krzyknęła ze strachu. Próbowałem wyjąć grot z mojego ramienia. Bezskutecznie, a w dodatku z rany zaczął sączyć się trupi jad. Wtedy zrozumiałem, jaka była treść przekleństwa Rina, i po co dostałem od lisa tą fiolkę. Podbiegłem do Meriel, i chwyciłem ją za rękę. Musieliśmy dostać się na mury. Jedyną drogą były schody po drugiej stronie dziedzińca. Zaczęliśmy biec unikając walki. Dotarliśmy do schodów. Czułem się coraz gorzej. znaleźliśmy gdzieś łuk, i strzały. Meriel pomogła mi zatruć strzałę. Razem naciągneliśmy cięciwę. Nie było to może najbardziej honorowe wyjście, ale jak trzeba, to trzeba.  Strzała poleciała, i w tym właśnie momencie zobaczyłem gwiazdy przed oczami. Obudziłem się kilka godzin potem. Nad sobą zobaczyłem Meriel, Oriona, liska i Reynę. Z powrotem miała swoje długie włosy i pierścień nad głową. Meriel prawie mnie udusiła, przytulając się. Kiedy już się opanowała, Orion wyjaśnił mi, co zaszło. Kiedy posłaliśmy strzałę, ona trafiła kapłana w tył głowy. W tym samym czasie on przebił go mieczem. Kiedy zginął, wszystkim dziewczynom odrosły włosy, i większość uciekła. Tylko nieliczne zostały, by podziękować za ratunek. Jedna z nich była znachorką, i wyleczyła mnie. Wstałem z ziemi, i zaczeliśmy się szykować do powrotu do wioski. Szliśmy tą samą drogą, co ostatnio. W międzyczasie opowiadaliśmy Reynie, co zaszło. Zdziwiła ją postawa jej brata. Niedługo potem dotarliśmy do obozowiska Aliss i Kastora. Zostaliśmy tam kilka dni, by mógł się całkowicie wyleczyć. Oddaliśmy mu też Polluksa, i podziękowaliśmy. Przez jakiś czas podróżowaliśmy po tej krainie, żeby po około miesiącu od zawalenia świątyni wrócić do wioski. Przyszłość malowała się w obiecujących barwach...

sobota, 6 maja 2017

Mój sen i wasze zadanie

Piękno marzeń sennych

Dzisiaj chciałbym podzielić się z wami moim snem. On nie jest jakiś nowy, przyśnił mi się jakieś 5-6 lat temu. Postanowiłem w końcu go przelać w coś bardziej rzeczywistego.
Sama fantazja została wyśniona w 4 "sezonach".

SEZON 1

Wszystko rozpoczyna się jak trafiłem do lasu. Ale nie takiego zwyczajnego. Ten był wyjątkowy, wydawało się jakby rośliny posiadały samoświadomość, a zwierzęta były wyjątkowo przyjazne.
Ogromne, stare drzewa, kamienie porośnięte mchem robiły na mnie ogromne wrażenie, ale im głębiej w las tym bardziej wydawał się martwy. Wszędzie pełno było martwych roślin. Jak się później okazało posiadałem  zdolność która przywracała życie do flory. Od czasu do czasu pojawiał się gdzieś wesoły lisek który się ze mną bawił, oraz różnego rodzaju stwory które musiałem przeganiać.
Sezon się kończy jak wychodzę z lasu a za drzewa wychyla się dziewczyna której dotyk powoduję, że roślina obumiera. A ja wróciłem do domu.
Sama dziewczyna była połączeniem nieśmiałej Hinaty oraz Zerefa któremu jest przykro, że wszystko obumiera wokół niego. Z wyglądu przypominała driadę o zielonych włosach.

SEZON 2

Ten zaczyna się podobnie do pierwszego z tą różnicą, że już na początku poznaję tą dziewczynę jako osobę która spowodowało obumieranie lasu. Z tym, że ja wiedziałem, że robi to wbrew własnej woli.
Fabuła 2 sezonu polegała na tym, że cały czas szukałem tej dziewczyny(bo chciałem jej jakoś pomóc by nie czuła się samotna) przy okazji naprawiając zniszczenia wywołane prze nią. Również i tutaj pojawia się radosny lisek.
Całość się kończy konfrontacją na polanie. Nie obeszło się bez krzyków i płaczu. Z każdą chwilą się do siebie zbliżaliśmy aż w końcu byliśmy tak blisko siebie, że pocałowaliśmy się.
Ta część kończy się pożegnaniem i obietnicą zobaczenia się za rok. A ja znów powróciłem do domu.
A i jeszcze okazało się, że kiedy jestem w pobliży nasze moce się niwelują więc ona nie jest w stanie nic zniszczyć a ja ożywić

SEZON 3

Tutaj również trafiam do tego lasu. Ale tym razem cała historia zmienia się w typowy romans. Są radosne chwile oraz te cierpkie. Spędzamy radośnie wakacje opiekując się lasem i coraz bardziej zbliżając się do siebie. Ale pojawiają się również kłótnie. To mniej więcej teraz wkracza na scenę dziewczyna o blond włosach i jasnoniebieskiej skórze. Ona z kolei jest pewna siebie, przebojowa, zawsze w centrum uwagi ale też nie jest arogancka(aż tak bardzo). Czasami dochodziło do małych lub większych konfliktów między dziewczynami. I tutaj także pojawia się wiecznie uśmiechnięty(?) lisek.
Całość zaczęła teraz przypominać romans a nie shounena. 
Ta część kończy się dosyć sporą kłótnią  zielonowłosą. Idąc na łąkę pełną kwiatów spotykam dziewczynę o niebieskiej skórze i razem tam idziemy. Rozmawiamy ze sobą przez dłuższą chwilę. Zapach kwiatów powoduję, że powoli tracimy kontrolę i tumaniejemy aż w końcu się całujemy. Gdy wróciłem do domu zauważyłem, że przed drzwiami stoi znajomy lis, chce bym go przygarnął wieć to robię.  

SEZON 4


Tutaj zachodzi kilka zmian, ale najpierw po kolei.
Przybywając do lasu dostaje zaproszenie do posiadłości dziewczyny o niebieskiej skórze, driada również dostaje zaproszenie. 
Sam dom był ogromny, miała w nim odbyć się jakaś wielka uroczystość(nie wiemy jeszcze jaka). W samej posiadłości spędzamy kilka dni.  Wygląd niebieskoskórej nieznacznie się zmienił. Teraz miała pierścień/aureole nad głową. Zachowanie też uległo zmianie, była bardziej speszona, czymś zdenerwowana, bardzo zestresowana. Dopiero potem dowiadujemy się, że pocałunek w jej kulturze oznacza zaręczyny(driada dopiero teraz dowiaduje się o pocałunku). Mówię jej, że nie można nikogo zmusić do miłości czy małżeństwa, że to musi samo wyjść. Ona, zaczerwieniona ze wstydu, akceptuje to. 

I koniec, akurat w tym momencie się obudziłem.

Teraz wasza kolei 

Pewnie zastanawiacie się jakie to zadanie mam dla was, już tłumacze. Jak już zauważyliście fabuła jest nie dokończona. Dokończcie ją. Napiszcie ciąg dalszy 4 sezony oraz 5 sezon(jeżeli trzeba to 6 też można). Jestem ciekaw jak według was dalej pociągną się dalsze wydarzenia. 

Oby bogini weny was natchnęła. Powodzenia 


 

😢
  

niedziela, 30 kwietnia 2017

Moda na Willa - Recenzja Szyfru Szekspira

   Jadąc do Włoch szukałam sobie do poczytania czegoś ciekawego. Właśnie w tych okolicznościach szperając w  bibliotece publicznej natrafiłam na książkę pióra Jennifer Lee Carrell. Rzecz została sklasyfikowana jako Thriller, i jest pisana w narracji pierwszoosobowej. Moje wydanie pochodzi od wydawnictwa Świat Książki i liczy sobie 414 stron oraz 46 rozdziałów + posłowie i Interludia. Książka nie bez powodu porównywana z ,,Kodem Leonarda Da Vinci". Czym mnie zaskoczyła?
   Historia opowiada o tym, jak młoda szekspirolog z Harvardu, panna Katherine Stanley dostaje pewien prezent od swojej byłej nauczycielki i mentorki, Rosalind Howard. Kathrine na początku niepewnie podchodzi do ,,tajemnicy'', którą chce jej przekazać Roz, ale niedługo potem dochodzi do podpalenia Globe (w którym nasza heroina ma reżyserować Hamleta). W pożarze ginie pani Howard. Dalsza część książki opiera się głównie na poszukiwaniu przez naszą bohaterkę rozwiązania zagadki, która została jej przekazana, w niewątpliwe ciekawym towarzystwie. Fabuła leci na łeb na szyję, skacze po miejscach akcji i trzyma w napięciu. To była jedna z tych książek, którą musiałam odkładać na chwilę, by sobie wszystko poukładać. Bardzo ciekawe interludia, przedstawiające sceny z Elżbietańskiej i Jakobickiej Anglii oddają swój klimat i spełniają swoje role. W samej fabule nie doszukałam się nielogiczności i zgrzytów. Sama zagadka zaś była odpowiednio pokazana.
   Tyle o fabule. Teraz pora zająć się bohaterami. Do głównej postaci, czyli Kate raczej zastrzeżeń nie mam, była dość sympatyczną postacią, ale w niektórych miejscach podchodziła mi pod Mary Sue. Postać Bena, czyli silnego męskiego ramienia naszej powieści podobała mi się bardziej, była osnuta lekką mgiełką tajemnicy i nie popadała w idealizm. Żałuję, że przez pierwszoosobową relację Kate było go tak mało. Rosalind Howard, czyli była mentorka Kate, z którą popadła w konflikt, pojawia się na dobrą sprawę tylko w pierwszym rozdziale, ale jej wątek ciągnie się cały czas. Wywołała u mnie pozytywne uczucia. Kolejną znaczącą postacią jest sir Henry, stary aktor, który miał grać ojca Hamleta w przedstawieniu Kate. Bardzo bogaty i świetny aktor teatralny. Pojawia się na początku, potem znika, potem się o nim wspomina, i znowu znika, by na koniec powrócić z przytupem. Z pozostałej plejady reszta postaci byłaby za dużym spoilerem, albo jest tak niemrawo nakreślona, że nie opłaca się nawet o nich pisać. Ot, ten zły policjant, koleżanka ze studiów, ksiądz, znajmy Kate, który do niej zarywa...ta grupa jest dość spora, i gdyby rozwinąć choć jedną, dwie z tych postaci, i ukrócić nieco wywody Kate, to książka z powodzeniem mogłaby mieć siedemset stron, i byłaby bez wątpienia ciekawsza. Jednak w większości wypadków uznaję bohaterów na +, bo żaden nie irytował.
    Jako osoba, która bardzo lubi historię z ulgą zobaczyłam,  że realia były wiernie oddane, ciekawie opisane i ogółem bez zarzutu. Nigdzie się nie natknęłam na błędy typu dama z epoki Elżbietańskiej w Trampkach lub współczesny mężczyzna bez uzasadnienia w kryzie, co w takiej mieszance czasów i historii czasem się zdarza. Ogólnie interludia są  chyba jednym z najmocniejszych aspektów.
   Po ilości nawiązań do sztuk pana W.S widać, że autorka odrobiła zadanie domowe. Wszystkie wspomniane sztuki miały swoje ,,pięć minut",  a fakt, że Lee Carrell pokazała wiele ciekawostek, ukrytych w dziełach  ,,Łabędzia znad Avonu" , pokazuje, że zaliczyła tę pracę na celujący. Strasznie mi szkoda, że niektóre rebusy wyszły niemrawo, ponieważ musiały być pokazane w języku oryginału, przez co polski czytelnik ma mniejszą możliwość wczucia się, i trudniej mu je zrozumieć. Na szczęście całkiem nieźle swoją robotę robią przypisy, które są tam, gdzie być powinny.
   Na podsumowanie powiem, że książka ma co prawda swoje wady, ale prawie nie przeszkadzają w czytaniu. Jeśli lubisz historię, Szekspira, Kod Leonarda Da Vinci, lub po prostu czeka cię dużo czasu w autokarze, i szukasz ciekawego czytadła, to mogę ci tę książkę śmiało polecić.
Lil

sobota, 8 kwietnia 2017

One Shot inspirowany obrazkiem z Quizu.

 Podczas szperania w internecie natrafiłam na ten Quiz: http://samequizy.pl/wykaz-sie-wyobraznia-jaka-byla-ich-historia/. Wyszedł mi umysł, ale to mniej ważne. Ważniejsze jest to, że do wyniku był dołączony piękny obrazek. I to na jego podstawie powstał poniższy tekst.

-Jesteś okropny! – krzyknęła Mirinda. Jak on mógł jej to zrobić? Próbował ją złapać za rękę, ale ona się wyszarpnęła. Wbiegając do swojego pokoju w akademiku zatrzasnęła drzwi tak mocno, że aż pospadały książki z półki. Siadła na łóżku i zaczęła płakać. Nie wiedziała, ile to trwało. W końcu poczuła się bardzo zmęczona, ale nie miała siły się umyć i przebrać w piżamę, więc po prostu zdjęła spodnie oraz buty, i rzuciła gdzieś w kąt pokoju. Wsunęła się pod koc. Zasnęła.
Prawie natychmiast znalazła się w dziwnym miejscu, przypominającym łąkę. Wszędzie było ciemno. Nagle ktoś zaczął ją wołać.
– Miranda!? Miranda, tutaj jestem! Miri! Miri, gdzie jesteś siostrzyczko?- znała ten głos, poznałaby g na drugim końcu kosmosu. Był to głos Klio, jej siostry. Ale Klio nie żyła od dwóch lat. Popełniła samobójstwo. Miranda podeszła do miejsca, skąd dobiegał głos. Leżał tam brązowy pluszowy miś. Mira drżącym głosem zapytała:
-Klio? To ty?
-Tak to ja Miri.- odpowiedział miś.- Tak się cieszę, że cie widzę. Muszę ci coś powiedzieć
-Też się cieszę. Mów, czemu mnie tu przyprowadziłaś?- spytała Mir. Swojego czasu dużo czytała o snach, i wiedziała, że zwykle w takich przypadkach zmarły ma do powiedzenia coś ważnego.
-Chcę Ci powiedzieć, że moja śmierć to nie było samobójstwo. Płakałaś? Dlaczego?
-Dowiedziałam się, że chłopak mnie zdradza z jakąś Melanią Eliot.
-Melanią Eliot? Powiedz mi, czy nie nazywa się on czasem Aiden Raynolds?
-Tak, skąd wiesz?
-Zaraz ci powiem, gdyż ma on związek z moją śmiercią. Pokaże ci wspomnienia. Proszę, podnieś mnie siostrzyczko- powiedziała.
,, Nie, to niemożliwe.”pomyślała Miranda. Jednak wzięła misa do ręki. Raptem na wcześniej ciemnej łące pojawiły się setki żółtawych światełek, które unosiły się kilka centymetrów nad trawą. Miś ruszył łapką i dotknął jednego światełka. Nagle znalazła się w dziwnym, biało-czarnym filmie. Przed nią była kuchnia w jej domu. Na kalendarzu była data: 15. 04. 17- dzień, przed śmiercią Klio. Jej młodsza wersja siedziała przy stole i popijała kakao, kiedy zadzwonił telefon. Młodsza Miri odebrała. Wtedy obraz przeniósł się do pokoju w akademiku. Klio siedziała na łóżku cała we łzach, ale szybko je otarła.
-Hej, Klio, co tam u ciebie?
-W-wszystko dobrze. Dz-dzwonie do ciebie, bo chcę się dowiedzieć, jak ci poszedł sprawdzian z niemca.- powiedziała Klio. Głos wyraźnie się jej łamał.
-Kli, coś się stało?- zapytała młodsza ona. Wtedy rozległ się głos Klio, ale jakby z odległego głośnika. Mówił on ,,Nie mogę jej powiedzieć…Aiden prosił mnie, by utrzymać naszą miłość w tajemnicy, i mimo,że mnie zdradził, ja nadal go kocham. Nie mogę powiedzieć Miri prawdy”. Potem perspektywa się zmieniła, i patrzyła oczami siostry. Spojrzała na zegarek. Była 16:30. Gdzie ten Aiden był? Nigdy wcześniej się nie spóźniał. ,,Pewnie się zagapił, i dalej gra z kolegami w koszykówkę na hali”. Powiedział głos z tego samego odległego głośnika co wcześniej. Klio szła w stronę Hali. Otworzyła drzwi- wspomnienie się urwało. Doskonale wiedziała, co będzie dalej. Ba,dzisiaj przeszła dokładnie to samo! Sceneria znowu się zmieniła. Jej siostra była zapłakana, i wydawało jej się, że dostała Deja Vu. Wszystko było identycznie jak wtedy, gdy dzisiaj kłóciła się z Aidenem. Na pewno był to on. Jego wygląd się w ogóle nie zmienił. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, znowu stała na łące. Miś dotknął kolejnego światełka. Znalazła się w tym samym pokoju co wcześniej, tylko data na kalendarzu się zmieniła. Był 16 kwiecień – data śmierci Klio. Znowu patrzyła jej oczami. Szła nad rzeką. Obok płaczącej wierzby stał Aiden. Jak zawsze nonszalancko uśmiechnięty. Kiedy zauważył, że podchodzi, Szybko zmienił wyraz twarzy. Ręce trzymał w kieszeni bluzy. Podszedł do Klio, i ją pocałował, ale siostra go zaraz potem odepchnęła.
-Klio, przepraszam za wczoraj, ja… miałem powód.
– Jaki?
– Zadłużyłem się, i potrzebowałem pieniędzy, więc założyłem się z kumplem, że spróbuję poderwać jakąś dziewczynę.
-Czemu mi nie powiedziałeś? Pożyczyłabym ci pieniądze.
-Ale to dość spora suma…
-Ile?-spytała
-Dziesięć tysięcy.
– Poczekaj- wyjęła z torebki portfel, a z niego zwitek banknotów. – Co prawda miałam za to kupić nowy telefon,ale tobie bardziej się przyda.- powiedziała podając mu pieniądze.
-Nie gniewasz się?
– Jak to wszystko tak wygląda, to nie. Ale pamiętaj, to pożyczka.
-Dziękuję. -odpowiedział. -Pięknie tu, co nie?
-Tak. – Odwróciła się do niego plecami, kładąc torebkę na ziemi. Perspektywa się zmieniła, i stała się obserwatorem. Aiden podszedł do niej od pleców. Na początku myślała, że chce ją przytulić, ale wtedy zobaczyła szatański uśmiech na jego twarzy. Z kieszeni w bluzie wyjął rękawiczki, i założył je na ręce. Potem się spytał:
-Dochowałaś naszej małej tajemnicy?
-Tak. Naprawdę tu pięknie, chciałabym zostać tu na zawsze.
Wtedy się odwróciła, a Aiden popchnął ją do rzeki. Na próżno krzyczała, nikogo nie było. Brzeg był skalisty, a rzeka głęboka. Nie było szansy, by się uratowała. Spadła do rzeki. Prąd był bardzo mocny, a niedaleko był wodospad. W dodatku Klio nie umiała pływać. Nie było szans, by przeżyła.
-I zostaniesz. – Powiedział cicho chłopak, po czym odszedł tą drogą, którą wcześniej szła Klio. Wróciły na łąkę.
-Nie…
-Tak. Tak właśnie było. Kiedy przebywałam w czyśćcu spotkałam inne osoby, które też zginęły z jego ręki.- Powiedziała. Nagle w polu widzenia zaroiło się od pluszowych misi. Wszystkie mówiły to samo…,tylko jedno słowo: ,,Zemsta”.
-Proszę cię Miri, zrób to dla mnie, i dla tych wszystkich dziewczyn, które zginęły z jego ręki. Proszę, spraw, by odpowiedział za swoje czyny!
-Ale jak… nie mam dowodów…
Wtedy przed nią pojawiła się płyta CD. Wzięła je w drugą rękę.
-Ten film pochodzi z prywatnej kamery, którą ktoś zgubił w tamtym miejscu. W czasach, kiedy popełniono morderstwa tak naprawdę nie działała, ale skontaktowałyśmy się z aniołami, które zgodziły się nam pomóc. Za ich sprawą na płycie znajdują się chwile naszych śmierci. Jak się obudzisz, pójdź z tym na policję.
-Ale co jak nikt mi nie uwierzy?
-Uwierzy. Nie będziesz sama. Wszystkie będziemy cię wspierać.
Wtedy właśnie się obudziła. Była szósta rano następnego dnia. Na szafce nocnej leżała płyta, a na jej łóżku siedział brązowy miś. ,,Nie będziesz sama”- słyszała w swojej głowie. ,,Dzięki Ci, siostro.” pomyślała. Doskonale wiedziała, co powinna teraz zrobić.

piątek, 31 marca 2017

Przemyślenia Lil. OC i czemu mnie denerwują.

Wiem, blog nie powstał w takich celach, ale po prostu nie mam już sił. O co chodzi? Zacznijmy od początku. Jak pewnie wiecie, planuję zrobić turniej OC. Więc szukałam odpowiedniej grafiki dla mojej postaci, bo talentu rysowniczego nie mam. Wchodzę na DeviantART, i wklepuję frazę ,,Dragon Ball OC". Przeglądam, przeglądam, czytam historie... wchodzę na Google Grafikę, szukam, i nagle coś mnie tknęło. Przejrzałam wszystko drugi raz. Trzeci, czwarty, dziesiąty... i mam jedno pytanie do większości autorów: Czemu, zrobiliście z saiyanek, lub innych żeńskich postaci dziunie po pięciu operacjach plastycznych, ubrane jak gwiazdy porno?! Nie mówię tu o każdej postaci, ale na 10 artów, przypadało co najmniej 5 z roznegliżowanymi i cycatymi pannami. Podzielmy więc na punkty to, co w tych artach jest bullshitem.
1. Wygląd
Ja rozumiem, że jak walczą to i trenują, a jak trenują to i są szczupłe. Jest jednak jedno ,,ale". Czemu te panie nie są umięśnione? Porządnie umięśnione? Drodzy autorzy, jak to do któregoś dotrze,  podczas treningu nie tylko się chudnie, ale i nabiera muskulatury, która trochę ,,rozpycha" talię. W dodatku przy sportach walki stawia się na pierwszym miejscu ćwiczenia siłowe, czyli takie,  które  mają za zadanie zwiększyć siłę i wzmocnić mięśnie. Zaś panienka trenująca od małego mięśnie wyrobione będzie miała, czyli figura supermodelki i gładki brzuch bez kaloryfera odpada. Kolejny punkt to włosy, szczególnie u saiyanek. Nie mówię nawet o długości włosów, które by przeszkadzały będąc rozpuszczone, bo Radditz pokazał, że w tym anime to nie obowiązuje, ale ich kolor. Powiedzcie mi, jakie włosy mają saiyanie. Czysto krwiści saiyanie. Kanoniczni saiyanie bez domieszki ludzkich czy jakiś innych genów. Jestem pewna, że odpowiesz ,,Czarne". Czarne, nie blond, nie rude, nie fioletowe, nie brązowe, nie białe, nie jakiekolwiek inne. W mandze było wyraźnie powiedziane ,,Czarne". Oczywiście, poza transformacjami. *Ktoś podnosi rękę* ,,Ale co z Fashą i innymi saiyankami z Episode of Bardock? Co z włosami Vegety, które były raz brązowe, raz bordowe, a raz fioletowe?  Co z saiyankami pokazanymi w ujęciach z przeszłości planety Vegeta?"
Wyjaśnienie jest proste. Fasha i inne saiyanki z podanych przykładów to filler. Zmieniające się włosy Vegety to zaś efekt cieniowania lub błędu w animacji. Więc czemu co druga saiyanka w base form śmiga w innym kolorze bez uzasadnienia, tak banalnego, jak choćby albinizm, lub farba do włosów? To samo tyczy się koloru oczu. I czemu one mają zawsze cycki wielkości smoczych kul z Namek? Wojowniczce skromnie obdarzonej przez naturę łatwiej walczyć, bo piersi nie przeszkadzają. Oraz jeszcze ot taki mały detal. Wasza wojowniczka już trochę chodzi po ziemi, ma za sobą wiele stoczonych walk. Pewnie wiele razy była ranna, a rany mogły być głębokie. Więc, skoro wasza wojowniczka stoczyła X walk, i odniosła Y obrażeń, to czemu nie ma żadnych blizn? Rozumiem, blizny mogą być brzydkie, mogą odrzucać, ale spójrzcie choćby na Bardocka. Czy jego blizna wygląda źle? A jak już nawet to cie nie przekonuje, to czemu by nie dać jej długich rękawów, i powiedzieć: ,,Ma wiele blizn na ramionach, ale się ich wstydzi"? Za jednym zamachem realizm, ciekawa historia oraz uzasadnienie rękawów. A jak nie chcesz, to zawsze zostają jeszcze plecy i nogi.
2.UBIÓR
Punk trochę powiązany z tym pierwszym, ale postanowiłam je rozdzielić. Na dobry początek pytanie: Wiecie, czemu w Judo używa się judog z długimi rękawami i nogawkami, i czemu są szyte z grubego materiału? By było łatwiej chwycić, oraz by chroniły ciało. Czemu średniowieczni rycerze nie chodzili w skąpych strojach? Bo byliby słabo chronieni. Co prawda, zbroja też nie była najlepsza, blachę z której ją wykonano jakby położyć na stole łatwo mieczem przeciąć. Ale chroniła, bo co innego przeciąć blachę na stole, a co innego na ruchliwym, agresywnym i wrogim mężczyźnie, prawdopodobnie rosłym jak góra i dość silnym. Zbroje saiyańskie i gi mają podobne zadanie. Więc, skoro mają chronić nasze panie, to czemu  są w formie skąpego bikini? W takim wypadku jest prawie cała odsłonięta, szczególnie brzuch, gdzie znajduje się wiele wrażliwych organów(kto choć raz oberwał w nerkę, wie o czym mówię). Polecam też przeprowadzić eksperyment: uderz w coś twardego gołą pięścią. A potem owiń ją jakimś materiałem, i walnij w to samo z podobną siłą. Ból jest mniejszy. Oczywiście można bawić się w Frezera i walczyć nago, lub w Gohana i walczyć w dresie, ale jak już decydujecie się na zbroję, to niech spełnia swoje zadanie, i chroni, a nie będzie tylko ozdobą. Bo po to została stworzona. Gdyby chodziło im o ładny wygląd, to walczyliby w wieczorowych kieckach i garniturach, a nie produkowaliby pewnie dość niewygodne zbroje i obcisły strój pod to. No właśnie, zatrzymajmy się na chwilę przy kombinezonie. Wiecie, czemu taki jest? Bo zbyt luźne ciuchy mogą przeszkadzać. Zbyt obcisłe też. Kombinezony pod zbroją(choćby u Vegety) są pośrodku, i przy okazji zbroja nie obciera ciała. Dlatego radzę zrezygnować ze spódniczek, aladynek, luźnych bluzek, szarf luźno oplatających talię, oraz z lateksowej powierzchni opinającej ciało w 100% pod zbroją. Oczywiście do walki na serio. do treningu te rzeczy są jak najbardziej OK.
3. BACKSTORY I ZWIĄZKI
W tym punkcie najczęściej padają  początkujący twórcy, ale spotkałam i kilku weteranów, którzy tu klapli. Jak tworzymy postać do uniwersum cudzego, to mamy nałożone zarówno gotową bazę, jak i ograniczenia tego świata. Tych ograniczeń nie wolno lekceważyć. Powiedziane jest, że najsilniejszy to Zeno? Mamy ograniczenie. Łamiemy je tworząc postać silniejszą od niego, co jest niekonsekwencją i brakiem realizmu wobec przedstawionego świata. Napisano, że Changelingi są obojnakami i nie mają kobiet w rasie? Kobieta Changeling to naruszenie. To samo z każdą zasadą. Można się co prawda próbować bronić, tworząc inne linie czasowe i alternatywne uniwersa, ale wtedy zmienia się znacznie więcej niż tylko jedna rzecz. Zmieniają się charaktery bohaterów, historia, ktoś inny może zginąć, co wpłynie na coś innego, może zmienić się płeć dziecka i tak dalej...efekt motyla, drodzy państwo! Dlatego nie polecam tej drogi. Kolejny gwóźdź do trumny to tworzenie dzieci OC i postaci kanonicznej  lub postaci kanonicznych. Podobnie z rodzeństwem, alter-ego, klonów itp.itd.  Bardzo łatwo to spieprzyć. Na koniec zaś mamy związki OC x CHARACTER. Pod tą kategorię podchodzą wszystkie alternatywne żony, dziewczyny i kochanki. Usuwanie Bulmy, by zastąpić ją OC, to kompletny Bulshit. Znowu efekt motyla. A teraz mój faworyt: Siostra Vegety, która jest żoną YAMCHY, I MA Z NIM CÓRKĘ! Brawa dla tej pani za kreatywność. Na pewno każda chciałaby być z kolesiem, który zginął od saibamenów przysłanych przez jej brata.
 CZY POWYŻSZE PRZYKŁADY ZAWSZE SĄ ZŁE?
Nie. Można to zrobić dobrze i z pomysłem,  można spieprzyć po całości. Muszę się sama przyznać do stworzenia kilku postaci podpadających pod punkt trzeci. Raczej w gorszej wersji. Spotkałam się też z genialnymi OC. Osobiście polecam FF na wattpadzie ,,Dragon Ball One:Vegeta Story" z pewną  saiyanką w głównej roli kobiecej. Jest jednak jeden sposób by nie wpaść w te pułapki. Stwórzcie nie wojownika. Przecież w Dragon Ball było pełno innych typów postaci. Nie każdy musi walczyć. Nikogo też nie zniechęcam do tworzenia. Tworzenie złych OC, to nabieranie umiejętności, by ulepić lepsze. Nie poruszałam tematu Mary Sue, ani wielkiej mocy znikąd, bo to już każdy wie. Zatem dobrego ranka/wieczoru/popołudnia/nocy(zależy, kiedy czytasz)
Kisski od Lil